1 lipca odebrałem Alfę od Pabla: był wymieniany rozrząd i przednie wahacze. Dwa dni wcześniej kupiłem nowy akumulator i opony na przód. wszystko to z powodu nadchodzących wyjazdów urlopowych, chciałem żeby samochód był w pełni sprawny. Na rozrząd i tak przyszedł czas (do wymiany brakowało ok. 1000 km) a reszta wiadomo... Trzeba zrobić i tyle.
2 lipca jechałem 175 km w okolice Międzyrzeca Podlaskiego i pod sam koniec (200 m do miejsca docelowego) coś zaczęło podejrzanie dzwonić spod maski...
Dwa dni temu odholowałem samochód do Pabla i niestety, diagnoza jest najgorsza z możliwych: uszkodzona panewka korbowodowa. Jestem z lekka podłamany i jednocześnie wściekły. Za te pieniądze można było kupić jakieś CC do tymczasowego pojeżdżenia i spokojnie szukać nowej 155 (a o planach zakupu nowej wspominałem już wcześniej). A w ten sposób jestem bez kasy i bez samochodu - wszystkie plany poszły w...izdu
Więcej na ten temat nie piszę bo musiałbym być wulgarny a mi jako modowi nie wolno
EDIT: Jestem kolejnym moderatorem bez Alfy - czyżby jakaś prawidłowość?![]()