Wczoraj późnym wieczorem miałem kolizję. Wracałem z żoną do domu po wizycie u teściów tą samą drogą którą jeździłem wcześniej setki razy... Byliśmy już o krok od celu. Zatrzymałem sięprzed skrzyżowaniem, bo paliło się czerwone światło. Z naprzeciwka nadjeżdżały dwa samochody. Chciałem skręcić w lewo, więc gdy zapaliło się zielone włączyłem kierunkowskaz i dojechałem do środka skrzyżowania i przepuściłem pierwszy samochód, który jechał prosto. Drugi miał włączony lewy kierunkowskaz i byłem święcie przekonany że będzie skręcał, więc spokojnie ruszyłem. Gość walnął mnie w drzwi pasażera. Nie skręcił, nie usiłował hamować czy mnie wyminąć. Wystrzeliły boczne poduchy, żonie na szczęście nic się nie stało, ma tylko siniakna ręce. Wezwaliśmy policję, ale facet idzie w zaparte że nie włączał kierunku i chciałjechać prosto. Miałem jeszcze nadzieję że kamery nad skrzyżowaniem coś nagrały, ale policjant twierdzi że to atrapy. Sprawa pójdzie do sądu i mimo że facet był sam, a moja żona też widziała ten jego kierunkowskaz boję się że gość się wykpi. Nie chodzi mi o pieniądze, zniszczone auto (chyba nie do odratowania) czy nawet strach i siniaki mojej żony. Facet to straszny cwaniak, przechwalał się przy policjantach swoim szwagrem w policji, odmówił mi podania swojego numeru polisy (ja mu swój podałem), po samej kolizji nawet się nie zainteresował czy ktoś jest ranny, tylko zaraz zaczął gadać z tym swoim szwagrem żeby mu poradził jakiej wersji się trzymać. Jestem świadomy że powinienem zastosować zasadę ograniczonego zaufania i nie jestem zupełnie bez winy, ale boli mnie to, że po raz kolejny cwaniactwo i znajomości mogą zatriumfować w naszym państwie prawa... Może ktoś doda mi trochę otuchy i podpowie jak postąpić z takim typem, żeby przynajmniej nie miał za łatwo.