Witam, od niedawna jestem posiadaczem Alfy i jest to mój pierwszy samochód, dlatego proszę o wyrozumiałość i oczywiście pomoc
Opis problemu:
Dzień po zakupie "pobawiłem" się troszkę autem na placu oczywiście przy zgaszonym silniku, radio leciało, parę razy włączyłem dmuchawę, mignąłem światłami i już silnik nie chciał zapalić. Podładowałem akuś przez 5h, rano odpalił bez problemu. Szybko zorientowałem się, że aku kaput. W następny dzień podjechałem do pobliskiego "elektryka" po fachu, ten oczywiście potwierdził, że akumulator do wymiany, do tego podpiął miernik i tu zdziwienie: na początku 0.60A, po kilkunastu sekundach 0.17A i tak juz zostało na kolejne 7-8 min(kluczyk wyciągnięty, auto zamknięte, wszystko powyłączane), kiedy to stwierdził, że już nie spadnie i coś mi ciągnie prąd na postoju. Szybko skontaktowałem się z byłym właścicielem autka, a ten poinformował mnie, że mieliśmy czekać ze 20-30 min bo dopiero wtedy auto przestaje ciągnąć prąd.
Od tamtego czasu minął tydzień, akusia nie ładowałem, auto pali ale mam wrażenie, że coś słabo kręci.
Moje pytania:
- czy to jest możliwe żeby auto dopiero po takim czasie przestało zżerać prąd na postoju?
- zaciekawił mnie fakt, że po odłączeniu klemy - i wpięciu miernika lampka alarmu nie migała, pomimo, że wcześniej go włączyłem, tak ma być?
Proszę o odpowiedzi i porady, bo wolę rozwiązać problem kradnięcia prądu zanim wymienię akumulator, dzięki.