Witam
Sprawa zaczęła się pod koniec poprzedniego roku. Oddałem auto do warsztatu, skąd wysłali nieszczęsną skrzynię (m32) do regeneracji. Skrzynia wrociła, wszystko było ok, ale po krótkim czasie (kilka miesięcy) zauważyłem, że ślizga się sprzęgło. Chwile pojeździłem, ale zaraz szlag je trafił i oddałem auto znów na warsztat. Sprzęgło było na końcówce gwarancji i mogłem je reklamować. Poprzednie sprzęgło było jeszcze po starym właścicielu (nie wiem ile na nim najechał) i u mnie wytrzymało jeszcze około 40 tysięcy. Reklamacji nie uwzględnili, stwierdzili że moja wina. Ok, nie wnikałem, nie podawałem do sądu, miałem dość półrocznego czekania na ekspertyzy itp, kiedy auto stało na warsztatowym parkingu. Szef warsztatu zamówił nowe sprzęgło, tym razem LUK (poprzednio Sachs) i założył. Auto dałem narzeczonej, sobie kupiłem GT i miało być wszystko super. Narzeczona śmiga 159 do pracy i sprzęgieł nie zajeżdża (ma prawo jazdy od prawie 20 lat i niejednym autem jeździła). Ostatnio wsiadam do 159, wyjeżdżam na trase i co sie dzieje? Sprzęgło ślizga sie przy większym obciążeniu, czyli przy gazie w podłogę od biegu 4 wzwyż. W cuda nie wierzę, drugie sprzęgło nie może być wadliwe, tak jak poprzednie prawdopodobnie nie było. Czy ma ktoś pomysł, gdzie popełnia błąd mechanik, który je montuje, bo nie wydaje mi się, by od października można było (jeżdżąc normalnie, do pracy) zajechać kolejne sprzęgło. Cała sprawa zaczęła się od zdemontowania skrzyni. Poprzednio, jak pierwszy raz zmieniał to pierwotne, rozklepane już po pierwszym właścicielu, to wszystko było ok. Sprzegła zaczęły padać, po zdemontowaniu i założeniu skrzyni. Jak Panowie myślicie, gdzie jest przyczyna?