Dzisiaj miałem taką dziwną sytuację alfa (2.0 V6TB) zapaliła rano bez problemu, przejechała koło 60 km, zaparkowałem, załatwiłem sprawy - wracam nie odpala. Było mało paliwa, więc pobigłem z kanistrem na stacje - 5l. i brak poprawy, kolejne 5l. i zapalił. Przejechałem jakieś 20 km, i znów na światłach mi zgasł - zepchnąłem na chodnik, kręcę nie odpala, ew. odpala do jakiś 500-800 rpm i gaśnie. Później przestał już kręcić - akumulator padł.

Wróciłem do autka po 3 godz ze znajomym, odpaliło na dotyk, pokręcił, trochę się podusił i odpalił.potem było dobrze.

I teraz pytanie - co to?
Moje przypuszczenie aku - wymieniać? (poprzedni jest mocno skatowany przez poprzedniego właściciela)

na forum wylukałem że może czujnik położenia wału - może być to? jak tak to jak kupię, to dam radę wymienić, czy to gdzieś w dziwnym miejscu siedzi?

dodam że świece i przewody wymienione. benzyna shell V POWER wiec to raczej nie to...

Pozdrawiam,
Micha ł