Na wstępie zaznacze, że jestem kobietą i nie do końca będzie to techniczna wypowiedź, bo za bardzo nie znam się na samochodach. Posiadam Alfę Mito z 2010 z silnikiem MultiAir 1.4 135 KM, przebieg niecałe 50 tys. Nie katuje auta, żeby była jasność. Co roku jest serwisowane, wymieniany olej, filtry, w tym roku wymieniłam także klocki hamulcowe i nie nawet nie chcę pamiętać wydatku w postaci 500 zl. Auto sprawowało się ok, do czasu. W czwartek w tamtym tygodniu nie odpaliło. Pojawiły się komunikaty jak w temacie. Myślałam, że to akumulator, ale został naładowany i dalej bez zmian. Przyjechała laweta i zabrano samochód do serwisu. Panowie powiedzieli, że dotychczas mieli tylko jeden taki przypadek, kiedy właściciel auta nie zmieniał oleju przez 3 lata i cytuje: "wszystko miał zasyfione, ale wyczyściliśmy i chodził". Po podpięciu do komputera wyskoczyła masa błędów głównie związanych z pompą hydrauliczną, zaoliwione świece itp. Dzwonili do centrali Alfy i powiedzieli, że to rzadki przypadek. To już myślę, dlaczego mnie to musi spotkać. Tłumaczą tak, że możliwe, że trzeba przeczyścić wszystko związane z tą pompą, bo nie ma kompresji na zaworach (cokolwiek to znaczy). A jeśeli to nie pomoże trzeba będzie wymienić pompę (koszt 2.100 netto - ponoć zamienników nie ma), a i może jakaś głowica poszła, rozrząd i koszt naprawy może wzrosnąć nawet do 5 tys. I teraz moje pytanie: Co to za 3 letnie auto które z tak małym przebiegiem, tak sie sra za przeproszeniem i teraz muszę władować tyle kasy, że aż się za głowę złapałam. Za samą diagnozę chcą 900 zl, czyli rozbiorą silnik, ale może się okazać, że to wcale nie to. Czy ktoś miał podobny przypadek? Ja nawet tyle w swoją poprzednią 16 letnią Astre tyle nie włożyłam. Żałuję, że nie posłuchałam znajomych i nie kupiłam jakiegoś japońca, ale teraz już trudno i muszę znależć jakieś rozwiązanie dlatego zwracam się do was, czy może słyszeliści o podobnym przypadku.