Coraz częściej na rynku pojawiają się samochody używane, objęte gwarancją, wykupowaną w firmie zewnętrznej. O ile w przypadku samochodów podemonstracyjnych, tudzież innych objętych programami gwarancyjnymi dealerów, egzekwowanie gwarancji na samochód nie stanowi większego problemu, o tyle sprawa wygląda zupełnie inaczej w sytuacji wykupienia pakietu gwarancyjnego w firmie - nazwijmy ją - Gwarant (nazwa zmyślona - proszę się niczym nie sugerować).
Jak taka firma działa? Gwarant jest bardzo poważną firmą. Oferuje różnorakie warianty gwarancji, za które oczywiście nabywca płaci mniej lub więcej - w zależności, jak bardzo mocno chce "zatroszczyć" się o swoje bezpieczeństwo finansowe jeśli chodzi o wydatki na naprawy samochodu. Gwarant nie umieszcza nigdzie oficjalnie dokładnych warunków realizacji gwarancji - zresztą większość klientów i tak tego nie będzie czytała, ponieważ hasło "gwarancja na auto używane" jest wystarczającym bodźcem, żeby bez większego zastanowienia się wydać 1000 lub 2000 PLN na taki produkt. Wszakże jest to żadna cena za spokój przez najbliższe 36 miesięcy (a tak długie okresy gwarancyjne potrafią być oferowane na auta w wieku do 12 lat). Gwarant ma fajną stronę internetową, współpracuje z nim dużo komisów i dealerów, jednym słowem - firma godna zaufania. Gorzej, jeśli wpiszemy nazwę firmy w google, wtedy wyskakują dziesiątki opinii niezadowolonych klientów - no ale na internecie sami malkontenci siedzą, bo kto normalny ma czas na opisywanie jakichś dziwnych historyjek na forum... Poza tym takiej weryfikacji klient dokonuje dopiero czując nadchodzące problemy - a tak się dzieje wtedy, jak auto ulegnie awarii...
Gdyby klient, kupujący pakiet gwarancyjny, poświęcił trochę czasu na przestudiowanie warunków gwarancji, znalazłby np. zapisy, wykluczające rekompensatę finansową za awarie, które:
- są następstwem zużycia eksploatacyjnego części,
- są następstwem wad produkcyjnych części.
Pierwszy podpunkt - zużycie eksploatacyjne - jest powiedzmy dość jasny. Trudno spodziewać się gwarancji na np. klocki hamulcowe. Ale z drugiej strony otwiera to szerokie pole manewru jeśli chodzi o pozostałe podzespoły - większość elementów mechanicznych w samochodzie się zużywa przede wszystkim eksploatacyjnie. Nie liczyłbym więc, przy takim zapisie, na naprawę gwarancyjną zawieszenia, układu hamulcowego, osprzętu silnika (turbosprężarka, alternator, rozrusznik, itp.). Zostaje typowa elektronika, która się raczej eksploatacyjnie za bardo nie zużywa. No ale typowo elektronicznych problemów raczej nagminnie w autach się nie spotyka - większość z nich to efekt radosnej rzeźby powypadkowej.
Drugi podpunkt - no to już jest ciekawostka. W komplecie bowiem z pierwszym - daje naprawdę bardzo szerokie pole do popisu, gdy Gwarant chce odrzucić roszczenia klienta. Pęknął pasek rozrządu? Wada produkcyjna. Dziękujemy, nie uznajemy. Obróciło panewkę? Zużycie eksploatacyjne. Skrzynia wyje, bo łożyska nie teges? Zużycie eksploatacyjne. Pękła obudowa alternatora? Wada produkcyjna.
Osobiście awarie, które nie wynikają z dwóch powyższych punktów i są awariami nagminnymi, znam tylko nieliczne. Większość z nich to awarie wygenerowane przez działania zmyślnych blacharzy, którzy potrafią cuda wymyślić, żeby naprawić auto odwinięte z drzewa. W
W takiej sytuacji sens kupowania gwarancji na samochód używany jest praktycznie żaden. Po pierwsze - trudno uwierzyć, że firma gwarantuje nam redundację kosztów napraw do kwoty powiedzmy 8000 PLN, w zamian za składkę w wysokości 1000 PLN. To oznacza, że conajmniej 8 klientów musi wykupić pakiet gwarancyjny i z niego nie skorzystać, aby można było zaspokoić roszczenia dziewiątego klienta. A co z zyskiem firmy? Przecież to nie Caritas - tutaj chodzi o zarobek! Dlatego realnie pewnie co 20-ty klient ma szansę na wypłatę pełnej kwoty gwarancyjnej. Z mojego skromnego doświadczenia - nie znam osoby, która korzystając z takiego programu gwarancyjnego cokolwiek by wywalczyła. Mając przed sobą wizję bujania się po sądach w celu odzyskania 2000 PLN (wydanych np. na wymianę skrzyni biegów) większość osób machnie ręką i odbierze to jako życiową nauczkę. Z ostatnich odrzuconych tematów:
- naciągnięty łańcuch rozrządu po 100.000 km - zużycie eksploatacyjne - odmowa świadczenia gwarancji
- zużyte sprzęgło i koło dwumasowe - j.w.
- skrzynia biegów w wersji "spalone synchronizatory mam" - j.w.
- zepsuty - zacięty i zasyfiony EGR - j.w.
- pęknięty (!!!) kolektor ssący - j.w.
Ktoś zaraz napisze - moment moment, ale przecież wykupując np. ubezpieczenie Auto Casco też płacimy jakiś ułamek kwoty ewentualnej naprawy. No tak - tylko że wypadek nie są rzeczą, która musi nastąpić, a awaria samochodu - wcześniej czy później nastąpi. Zwłaszcza, że klient, który nabył gwarancję, będzie wyjątkowo wyczulony na wszelkiego rodzaju anomalia w funkcjonowaniu jego auta - wszakże mamy w zanadrzu gwarancję i za te naprawy zapłaci firma Gwarant. Niestety - nic bardziej mylnego...