Wczoraj w drodze z Monachium do Wiednia, na austostradzie w Niemczech, zjechalem z autostrady na parking w dosc duzym tempie. (Zona w ostatniej chwili zauwazyla WC).
Zrobilem to bezpiecznie ale zdecydowanie w trybie "rajdowym." No i sie zaczelo:
Giorgio (tak sie Stelvio nazywa) samo sobie:
1. Zaczal trabic....nie tak rytmicznie jak alarm ale trabilo z przerywaniem.
2. Wycieraczki sie wlaczyly w szybkim tempie wraz z ciaglym spryskiwaczem.
3. Awaryjne kierunkowskazy sie wlaczyly w szybkim tempie
4. Na ekranie miedzy licznikami pokazal sie napis miniej wiecej taki: sprawdz lewy kierunkowskaz.
Stanaem...nie dalo sie niczego wylaczyc....dalej auto bylo albo w panice, albo popsute, albo tak mu programisci kazali robic w razie rozpoznania parametrow jakie spowodowalem swoimi gwaltownymi manewrami?
Wylaczylem silnik na chwile...wlaczylem i dalej panikowalo. Dopiero po ponownym wylaczeniu silnika na okolo minute, auto zapalilo i wszystko wrocilo do normy. Zadnych niespodzianeg nie bylo dalej przez 3 godziny jazdy do Wiednia. Dzisiaj rano jezdzilem po miescie i wszystko OK.
Jak wytlumaczyc co sie stalo? Na wszelki wypadek po powrocie do domu w poniedzialek pojade do ASO aby sprawdzili kody, itd. Co Wy o tym myslicie?
Teraz najgorsze... zona mnie opieprzla cala droge do Wiednia: "Zachcialo Ci sie Wloskiego auta, stary a glupi, ja nim nie bede jezdzic....jutro czeka nas praca w Wiedniu a my mozemy nie dojechac...sprzedaj to auto i kup Nissana Leaf.... Nic nie pomagalo ze pokazywalem jej zuzycie paliwa 8.2l/100.....ze zachwalalem DAB radio.....mialem przesrane. Na koniec stwierdzila ze jak Alfa wywinie jeszce raz taki numer to bedzie w ogloszeniach drobnych. Aha, w zeszlym tygodniu w drodze do Amsterdamu...nawigacaj sie zawieszala....nie wiedziala gdzie jest...na autostradzie... i musielismy polegac na iPonie.