Od zawsze byłem związany z włoskimi samochodami grupy Fiata. Przez ostatnie 13 lat bawię się Fiatami 126 i podejrzewam, że choroba ta będzie mnie drążyła do końca życia. W obecnej chwili w stajni mam 2 poczciwe maluszki. Pierwszy z nich to 30-letnia włoska wersja 126 z eksportowym numerem nadwozia "ZFA" i oznaczeniami pozbawionymi literki "p". Samochodzik utrzymany jest w pełnym stanie oryginalnym. Nigdy nie był malowany ani naprawiany blacharsko. Pokolorowany rzadkim lakierem 137 Rosso Scuro z szerokimi listwami na drzwiach, wąskimi plastikowymi zderzakami z otworem na włoską rejestrację. Wszystko co się w nim znajduje sygnowane jest logiem "Fiat" w przeciwieństwie do polskich FSM.
Drugim moim oczkiem w głowie jest maluszek z avataru - 1996 rok produkcji, utrzymany w retro tuningu. Szeroka jak na malucha fela - 6,5 aluminium, ubrana w Pirelli p 7000 165/55/13, niski zawias, brak oznaczeń, polakierowany perłą pomarańczową z palety Kawasaki, tapicerowanym środkiem, siedzeniami kubełkowymi i innymi dodatkami dodającymi mu uroku i niepowtarzalnego stylu.
Rozpisałem się o maluchach i teraz powiecie co robię na forum Alfy. Otóż jak każdy potrzebuję samochodu do jazdy. Tak zwanego dupowozu. Po wielu latach jazdy helmutowagenami i żabojadami przyszła kolej na Alfę. Pamiętam gdy w liceum z wypiekami na twarzy śledziłem wejście na rynek wersji 156. Od tego momentu ten model był moim niespełnionym marzeniem. Co przejeżdżała alfonsa mój wzrok kierował się na nią.
No i nastała tegoroczna zima, czyli punkt zwrotny w moim szaleństwie. Wracając z pracy do domu zauważyłem na podwórku mojego znajomego stojącą 156. Było już ciemno, więc byłem przekonany, że jest śnieżno biała. Nie myśląc zbyt wiele zatrzymałem się by pooglądać to cudo. Okazało się że jest na sprzedaż za śmieszne pieniądze i nie jest w najgorszym stanie technicznym i wizualnym. Po nieprzespanej nocy - drugiego dnia (również wieczorem) z kopertą zawitałem u rzeczonego kolegi w celu zakupienia auta. Szybkie spisanie umowy, kluczyki w dłoń i zaczęła się cała przygoda.
Pierwszy szok doznałem rano, gdy było jasno i samochód został przemyty - ona nie jest biała lecz majtkowo niebieska. Jak to mówi moja żona "obłoczkowa". Czasami mam wrażenie, że brakuje jej tylko naklejki hello kiti. Uspokoiłem się przeglądając forum - lakiernik jej nie skrzywdził, ona ma oryginalny taki kolor. Drugie rozczarowanie przyszło po wymyciu podwozia, które wymaga niezwłocznie dużego nakładu pracy aby pozbyć się z niej ogromnej ilości rudej elżbiety.
No cóż. Stało się. Nie wszystkie marzenia można spełnić bez problemów. W samochodzie wymieniłem rozrząd z pompą wody, pasek klinowy z rolkami, uszczelkę pod zaworami, płyny oleje, filtry, zrobiłem całe zawieszenie, zbieżność i wszystko to co było niezbędne. O dziwo autko nie jest tak awaryjne jak twierdzili to sceptycy, spala połowę tego co moja Astra w kombiku i jest bardzo wygodne.
Mam nadzieję, że przy pomocy tego forum uda mi sie wskrzesić te auto do żywych i będzie równie wychuchana jak moje maluchy.