Cześć wszystkim. Prośba o pomoc i sugestie. Opisze sytuację.
Alfka działała bez zarzutów - 100% sprawna. Postawiona rano pod blokiem. Po 6 godzinach przychodzę i nie odpala. Buczy i trzeszczy pod konsolą, szarpie wskazówką prędkościomierza i wyrzuca awarie: ABS, ARS, czujnik poziomu oleju, etc. Po podniesieniu maski widzę, że chodzą wentylatory chłodnicy. Odpiąłem zasilanie, podpiąłem po kilku minutach, wentylatory znowu się uruchomiły. Auto przestało reagować, zapalało kolejne lampki i sugerowało wizytę w ASO Wymieniłem bezpiecznik maxival 40A - był przepalony. Zabrałem na noc akumulator, ładowałem ok. 10 godzin. Rezultat jest następujący: działa centralny zamek z pilota i radio, oświetlenie bagażnika i światła w kabinie. Po włożeniu kluczyka w stacyjkę nie ma żadnej reakcji. Nie zapala się żadna lampka, żaden test systemu, nie działają światła, nie słychać pompy czy rozrusznika. Nic. Nastąpiła śmierć kliniczna. Proszę o poradę. Czytałem już na forum o czujnikach bezwładności, położenia wału, etc., jednak może coś przeoczyłem i nie będzie trzeba wszystkiego rozgrzebywać. Jakieś pomysły?
- - - Updated - - -
Podejrzewam jeszcze kostkę stacyjki. Padł bezpiecznik, pewnie przyjęła prąd i padła. Sęk w tym, że ten bezpiecznik nie ma nic wspólnego z zapłonem. Sprawdzę resztę, ale wciąż czekam na propozycje