Cześć.
Od ponad miesiąca walczę bezskutecznie z moją Alfą i już mi ręce opadają. Opiszę mój przypadek. Miesiąc temu wjechałem do dziury, dość konkretnej, przednim lewym kołem. Był duży huk ale pojechałem kawałek dalej i na pierwszy rzut oka nic się nie stało. Auto zachowywało się normalnie. Najwidoczniej uszkodziłem osłonę przegubu, gdyż po zrobieniu 300-400 km rozleciały mi się kompletnie przeguby wewnętrzne. Tak biły, że nie dało się jechać więcej niż 30km/h. I od tego momentu zaczyna się cała "zabawa".
Wymieniłem już:
- przeguby wewnętrzne po obu stronach łącznie z tripodem, kielichem, osłoną, łożyskami podporu wału z wałkiem wchodzącym w oprawę skrzyni biegów, nowy smar, spinki , zapinki,
- przeguby zewnętrzne po obu stronach,
- tuleje wahaczy dolnych po obu stronach (bo były pęknięte)
Wymiana samych przegubów wewnętrznych wraz z fantami rozwiązała problem na tyle, że mogłem znowu jeździć autem. Ale auto przy przyspieszeniu nie zachowuje się tak, jak przed awarią. Dalej są drgania (lecz mniejsze), które pojawiają się pod dużym obciążeniem (najbardziej podczas jazdy pod górkę z wciśniętym na maksa pedałem gazu). Starczy odpuścić pedał gazu i drgania znikają - czyli dalej coś od napędu, tylko co? Padło podejrzenie, że półośki są krzywe, dlatego sprawdzono czy są w ogóle proste na tokarce. Lewa miała minimalne bicie więc została wymieniona. Nie pomogło.
Zmieniłem też felgi z 19" na 17" i kupiłem nowe opony zimowe. Zostały one wyważone i zrobiona została geometria. Dalej to samo.
Wpakowałem już w to tyle kasy, a auto nadal nie jest w 100% sprawne. Czy ktoś wie, co tu się mogło jeszcze podziać niedobrego? Poduszki na pierwszy rzut oka wyglądają ok.