Hej, mam takowy problem: pewnego pięknego wieczoru podjechałem do dziewczyny wieczorem i zaciągnąłem hamulec ręczny, a były to pierwsze mroźne noce w okolicy. Wsiadam po kilku h do auta i dźwignia ręcznego po prostu opadła i latała bez oporu góra/dół, a zaciski dalej trzymały... Pierwsza myśl - przymarzła linka... Po jakimś kilometrze się rozruszało i puściły hamulce, choć dźwignia ręcznego dalej nie ma oporu od samego dołu. Przedwczoraj znów odruchowo zaciągnąłem ręczny i teraz już nie chce puścić tylne lewe koło, nawet po przejechaniu 100km ciągle lekko obciera i śmierdzi z niego spalenizną po kilku km (klocek pewnie się skończy prędko). I teraz nie wiem, czy to już wina zacisku, samej linki czy obu..A zacisk szkoda mi wymieniać, bo to już wydatek większy a może się okazać, że nie pomoże. Może to typowe w 146, może jakiś garażowy patent wystarczy? Bo odruchowo zawsze zaciągam ręczny, bez wzgledu na pogodę i tylko z Bellą mam takie problemy, chyba mrozu nie lubi i strzela fochem
A nie chcę dawać do rozkręcenia jakimś partaczom zacisku, którzy mnie skasują za robociznę jak za zboże i nic nie zrobią, wolę najpierw się zapytać
A nie mam warunków do grzebania w kanale, bo zimno a ze zdrowiem trzeba uważać...