Witam, (ALFA 146 1.6 TS - 120km)
moja przygoda zaczęła się w lutym kiedy to poprosiłem o sugestie na forum kiedy to moja alfa przy 2500 tys obr + strzelała, szarpała i nie miała mocy.
Pojechałem do mechaniora, który zrobił mi:
- rozrząd ze wszystkimi bajerami
- jakies szklanki ( 8 z 16) reszta twierdzil ze byla ok.
- wariator
- wymienił uszczelke i splanował glowice
- wyminieł czujnik polozenia wałka rozrządu
+ jakies pierdoly
Po tym wszystkim okazlo sie ze samochod jezdzi ale ciagle sie pali marchewka. Wyminil przepływomierz - dalej było to samo.
To była zima więc nie jezdzilem zbyt szybko, ale na wiosne okazlo sie ze przy 120km/h moja alfa dostaje drgan i szarpie(marchewa caly czas sie palila). Pojechałem na badanie - komp wykazał ze czujnik położenia wałka rozrządu...Zadzwonilem do mechaniora zeby mi włozyl oryginalny bo ten widocznie jest do bani.
I teraz sie zaczelo..... : - sam bylem przy wymianie. Zanim założylismy pokrywe silnika odpaliliśmy i silniczek ładnie pracował. po założeniu osłony już nie chciał odpalić (marchewa już sie nie paliła).
Mechanior powiedzial ze teraz na bank czujnik polożenia wału - pojechałem i kupiłem w KTD za 110zl. Wymienil, odpalił, przejechałem 5 km i zonk.
Jade sobie 90km/h a tu mi silnik gaśnie i migaja 3 kontrolki (olej, akumulator i marchewa)+ dzwięk przekaznika (tak ja przy migaczach). Potem jużnie chce odpalić nawet jak jest zimny...
mechanior rozkłada ręce, nie mam jak pojechać na komputer :/
macie jakies sugestie??