Nie wiem w którym miejscu powinienem umieścić ten temat, zatem zrobię to tutaj bowiem sprawa dotyczy bezpośrednio AR 166. Moja przygoda jest wyjątkowo nieprzyjemna dlatego Alfistów o słabych nerwach ostrzegam, bo może wywołać nocne koszmary.
Ale zacznijmy od małego wprowadzenia.
AR o której mowa to model z 2001 roku z przebiegiem około 135 000km, troskliwie pieszczona od swych pierwszych dni. Przez cały okres użytkowania nie powodowała najmniejszych problemów, nie wykazywała żadnych oznak zużycia, była bezawaryjna i wogóle kochana (to nadal). Własciwie to stanowiła zaprzeczenie parszywej opinii Szajswageniarzy o psuciu się włoskich samochodów. Do tej pory w sprawach serwisowania korzystałem z uprzejmości brata i jego znajomego mechanika z aso pod Luboniem (Poznań). W zeszłym jednak miesiącu postanowiłem zmienić tradycję i udałem się do firmy AUTIM, która paradoksalnie ma z Alfami bardzo wiele wspólnego i słyszałem całkiem dobre o niej opinie, które ciężko połaczyć z tym co zaraz przeczytacie.
Po kilku godzinach oględzin otrzymałem listę z tym, co należy w Alfie zrobić aby wszystko grało jak powinno. Znalazła się tu wymiana nagrzewnicy, przednich wahaczy, dwie żarówki, klocki hamulcowe, uzupełnienie płynów, przeczyszczenie układu dolotowego i kilka innych drobiazgów. Szacowany koszt serwisu - 3000PLN. Niby dużo, ale chciałem by wszystko było tip-top. Zatem następnego dnia zostawiłem samochód nie mogąc doczekać się jego odbioru. Następnego dnia zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu pojawił się numer telefonu znajomego serwisu. Odebrałem, lecz zamiast informacji o możliwości odebrania Alfy, dowiedziałem się, że powinien zostać wymieniony również przepływomierz. Naturalnie zgodziłem się, chociaż szef powiedział iż spróbuje załatwić zamiennik za niższą cenę i spowoduje to wydłużenie naprawy o jeden dzień. No cóż, pogoda i tak była średnia....
Następnego dnia już o 1000 po wcześniejszym telefonie byłem już w serwisie odbierając samochód, wysłuchując informacji o jego stanie i wypłaceniu już ponad 3000 (przepływka kosztowała chyba około 500). Zaraz po tym przejechałem około 30km po Poznaniu załatwiając swoje sprawy. Po dwóch godzinach byłem w domu, a Alfa pod nim. Tego samego dnia wieczorem rodzice postanowili zabrać Alfę bowiem wybierali się na obchody rocznucy smierci papieża (akurat się to tego dnia działo). Nie minęły więcej niż 3 minuty od momentu gdy wsiedli do samochodu gdy otrzymałem telefon pt. "zejdź szybko bo hamulce nie działają!" Z prędkością błyskawicy zbiegłem do Alfy by ku swej rozpaczy dowiedzieć się ze to prawda. Po oględzinach miejsca w którym samochód stał stwierdziłem że CAŁY płyn hamulcowy wypłynął. Zadzwoniłem szybko do AUTIMa i zapowiedziałem swe przybycie w celu usunięcia uszkodzenia. Dodam w tym miejscu iż jazda samochodem w tym stanie była wyjątkowo przerażająca, tym bardziej iż w przypadku kolizji...... sami wiecie. Szczęśliwie dotarłem na miejsce, a po kilku minutach szef rzekł, że przewód przy prawym przednim kole jest pęknięty. Ale jak? Przecież to jest właściwie niemożliwe? Samochód musiał więc zostać ponownie w naprawie, tym razem na dwa dni.
Dwa dni później.........
Auto odebrałem, szef pokazał mi rzeczony przewód i rzekł iż pierwszy raz w życiu z czymś takim się zetknął. Wymienił wszystkie cztery, just in case, co zresztą poparłem nie chcąc ryzykować powonnego "incydentu". Oczywiście zapłacić musiałem ponownie, nie pamiętam dokładnie ile, ale trochę. Przez kolejne tygodnie Alfa działała jak powinna. W ubiegła środę stało się jednak, co stać się miało. Przejechałem około kilometra, po czym stwierdziłem że pedał hamulca zrobił się trochę "miękki". No ale działał ok. Przynajmniej przez kolejne dwa kilometry, bowiem tuż później stwierdziłem iż układ stracił swe własciwości i podjąłem decyzję o zjechaniu na pobliską stację paliw. Zatrzymałem się już na ręczym, bowiem wciśniecię hamulca nie dawało już własciwie efektów. Podniosłem klapę, otworzyłem zbiorniczek, a w środku susza. Co więcej całośc była gorąca jak cholera.
Zadzwoniłem po brata bowiem ma on o wiele, wiele większe doswiadczenia w sprawach motoryzacyjnych ode mnie by zabrał samochód do swojego mechanika. Ten gdy zobaczyłe jego stan to wpadł w przerażenie. Układ hamulcowy przy kołach był złozony w sposób skandliczny, zawieszenie nie skręcone poprawnie, płyta pod silnikiem urwana z jednej strony, a geometria kół ustawniona pod takimi kątami (nawet nie były ustawione prostopadle do powierzchni jezdni!) iż każdy kilometr powodował uszkadzanie się opon, co widoczne jest już bez przygladania się im. Stąd też już wiem dlaczego przy hamowaniu ściągało mnie na lewo. W międzyczasie zapaliła się lampka o uszkodzonym airbagu. Poprostu KATASRTOFA!
Póki co załatwiłem sobie układ hamulcowy co kosztowało 150 pln. Boję się, że dalsza naprawa pochłonie ponad 1000, nie licząc opon które trzeba natychmiast wymienić bowiem na takich jeździć już nie można.
Najbardziej żałuję iż nie zabrałem z Autima tych uszkodzonych przewodów, bowiem WSZYSCY z którymi rozmawiałem o tej przygodzie twiedzą iż taka rzecz nie może wydarzyć się przypadkiem. Nie chcę w tym miejscu stwiedzać iż zostały one celowo uszkodzone, ale sprawa i opinie dają trochę do myślenia.
Osobiście zakład AUTIM będę omijać teraz szerokim łukiem.
Aha. Dodam jeszcze, że czuję się naprawdę paskudnie, tak jakbym zamordował swą kochaną Alfę.