Witam, zanim nastały mocne mrozy Alfa jeszcze brykała, odpalała normalnie przy -5*C tydzień wcześniej zrobiłem bez problemów trasę Wawa-Krak-Wawa.
Dzień przed mocnymi minusami jeszcze nią jeździłem wszystko cacy.
Przyszło -17 odpalam ją rankiem - kręci normalnie - odpala na dotyk - ale jak by nie gra na wszystkie gary, normalnie jak traktor - ze dwa razy zgasła więc musiałem trzymać nogę na gazie żeby chodziła, pyrkocze strasznie normalnie nie mam pojęcia co jest grane. Jeździć się tak nie da.
Wreszcie udało się zostawić pedał gazu w spokoju i tak pokasłując chodzi bardzo nierówno.
Zaglądam pod maskę niby wszystko na miejscu, nic nie wypięte - dodam że przed zimą poszły nowe kable, świece a w połowie grudnia olej. Patrzę pod samochód a tam kat rozgrzany do czerwonościnormalnie jak bombka na choince, odkręcam wlew oleju a tu spore ciśnienie robi "puuuuch". To że kat do czerwoności to domyślam się że przelewa się paliwo "litrami" ale to ciśnienie? Odma zamarzła? A raczej to co w niej?