Witam, od pewnego czasu dzieje się z moją GTVką (2.0 JTS) coś dziwnego. Wszystko zaczęło się ze dwa miesiące temu, kiedy podczas przyspieszania coś gdzieś puknęło i auto straciło moc, z pedałem w podłodze kręciło się max. do 3, 3.5 tysiąca. Zaświeciło się check engine, zatrzymałem się i "zrestartowałem" silnik; wszystko wróciło do normy, oprócz check engine, który wyłączył się po kilku godzinach. Nie ma to chyba związku z remontem jaki musiałem przeprowadzić kilka tygodni później - panewki... jak to w JTSach bywa. Wraz z nimi oczywiście korbowody (na szczęście wał tylko do polerowania) i masa innych pokrewnych części. Po naprawie wszystko śmigało idealnie, tylko check engine czasem świecił, czasem pulsował, a na komputerze wywalało błąd zapłonu na 4 cylindrze. W warsztacie stwierdzili że to może być wtryskiwacz - wymieniłem, ale problem nie zniknął. Postanowiłem zignorować kontrolkę i jeździć, zwłaszcza że wszystko fantastycznie chodziło. W końcu lampka sama z siebie przestała świecić i ogarnęła mnie radość, która trwała niestety tylko tydzień; stało się to o czym pisałem na początku, auto znów straciło moc i nie chciało zwiększać obrotów. Z pedałem w podłodze jadę 60-70 km/h. I tak na zmianę, auto ma moc, potem ją traci, znów jedzie normalnie i znów problem powraca. Myślałem że to przepływomierz, poczytałem o tym na forum, ale (check engine oczywiście świeci) komputer pokazuje całą listę błędów: przepustnica, brak zapłonu na 1 2 4 cylindrze, katalizator... Muszę jeszcze dodać, że doszły problemy z zapalaniem; Zdarza się, że po przekręceniu kluczyka silnik odpala, wchodzi na 2 tys. po czym gaśnie. Za drugim razem zawsze zapala.
Ratujcie, co to może być? Przepływomierz? Macie jakieś pomysły?