Witam!
Nie owijając w bawełnę, samochód stał kilka dni, płyn schrzanił pękniętym przewodem i po 6 km jazdy samochód zaczął zwalniać (130km/h)... rzut oka na temp - 130, czerwona kontrolka. Od razu zgasiłem - nie miałem lepszego pomysłu - i doczołgałem się na przystanek, zapłon włączony, wentylatory kręcą na maxa, pary - brak - płyn w zbiorniczku - brak. Po ok 30 min została mi użyczona woda z pobliskiego domu, dolaliśmy ze 2l. Samochód zapalił normalnie, nie kopcił, wziąłem zapas wody i dojechałem do domu. W tej chwili: wymieniłem przewód, przejechałem od tego wydarzenia ok 1000km. Oleju niby jak wcześniej - 3/4 normy, płyn muszę jeszcze sprawdzić bo kapał sobie. Niestety nie jest różowo - dmucha bagnetem, a po chwili i pluje lekko olejem. Tak samo korek. Na zimno przy 2000 obrotów zadymia ładnie, w lusterku widać czarno. Jak złapie temp. zjawisko niemal zanika całkowicie. Mocy nie ubyło, silnik brzmi jak przedtem. Co radzicie? Po niedzieli planuję zdjąć głowice, a wcześniej sprawdzić sprężanie. Nie mam pomysłów, humoru ani chęci wydawania kasy bo mam na co ją przeznaczyć. Ech...