Strona 5 z 6 PierwszyPierwszy 123456 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 41 do 50 z 54

Temat: Historia mojej Alfy - czyli jak kupiłem moją pierwszą Alfę

  1. #41
    Użytkownik Romeo Avatar michałsnk
    Dołączył
    04 2011
    Mieszka w
    w Sanoku
    Auto
    W domu : Terenówka, Alfa Romeo 156 JTD 105 ps 255Nm,Berlingo 1.9D (XUD) wolnossące.
    Postów
    515

    Domyślnie

    Tato namówił na Alfę Romeo i mamy w domu Alfę Romeo ja się ''bałem'' bo nie wiedziałem,gdzie dokładnie wszystkiego można się dowiedzieć trochę w Auto-Świat poczytałem trochę w ''Motor'' ale jak to bywa ciągle pisano o TS i górnych wahaczach JTD ''chwalono'' ,ale koniec końców szukało się Lybry,Kappy,Rovera 45,75 w końcu po znużeniach ,zmęczeniu ofertami ,które lepiej wyglądają niż jeżdżą ( oczywiście nie chciało się nowego auta ) ,ale wiecie o co chodzi. Te auta były warte tyle ile oni dali z 1,5 tys euro max.

    Natomiast zacząłem intensywnie zbierać informację ,spotkałem się z dwoma alfistami sanockimi jeden powiedział,że jego nic nie obchodzi i kupuje te auta (cała jego rodzina) bo im się podobają i jego nic nie obchodzi może mieć i 3 filtry DPF jemu to i tak nie przeszkadza.

    Drugi polecił i nakręcił na JTD wcześniej miał 155 wcześniej boxery,twin sparki 145/6 ( mały byłem nie pamiętam)
    W końcu wybór padł na kupno 156JTD i się spodobało chodź niektórzy znajomi kręcą nosem bo po prostu nie wiedzą i zazdroszczą tak naprawdę.

  2. #42
    Użytkownik Maniak resoraków Avatar pawciu87
    Dołączył
    12 2008
    Mieszka w
    Wieluń
    Auto
    BMW F31 318d
    Postów
    958

    Domyślnie

    U mnie przesiadka do alfy wyglądała jakbym faktycznie został zarażony virusem alfa. Od dawna interesuję się motoryzacją, a od 13 roku życia dość gorliwie była to jedynie Alfa Romeo. Po maturze wyjechałem za "chlebem" do Irlandii... pomyślałem że przydałoby się coś kupić... niestety nie starczyło mi odwagi by to była alfa; pierwszym autem był Rover 600 SDI z piękną beżową tapicerka. Jeździłem nim niecały rok, kiedy to kumpel przyprowadził na handel grafitową Ar 147 z uszkodzonym przodem. Auto nie paliło, nie jeździło, było w ubogiej wersji wyposażeniowej... Wsiadłem do niego raz i pamiętam jak dziś miałem dziki uśmiech, nie mogłem przestać myśleć o tym aucie, na swojego Rovera patrzyłem jak na rzecz której trzeba się najszybciej pozbyć... Dwa tygodnie później rover był sprzedany, a ja kupiłem srebrną Ar 147 w czarnych skórach... musiałem doprowadzić ją do porządku trochę... ale to uczucie do tej marki trwa do dzisiaj czyli od jakiś 5 lat... nigdy nie żałowałem, po prostu jestem totalnie zarażony...

  3. #43
    Użytkownik Embrion
    Dołączył
    04 2012
    Auto
    Alfa Romeo 156 2,0 T. Spark rok 1999
    Postów
    9

    Domyślnie

    Dzień dobry!

    Mam sporo spraw bardzo konkretnych (pytań technicznych) ale zaczynam tu, bo moja historia mnie samego urzekła. Aż mi się wzrok zeszklił ze wzruszenia. Kupiłem sobie mianowicie model 156 2,0 T Spark z roku 1999. W pierwszych słowach mego listu nadmieniam, iż nie jestem jakimś motoryzacyjnym dyletantem (chociaż teraz już sam nie wiem), od lat jeżdżę (w sezonie letnim) samochodami z roczników mocno pełnoletnich, a do tego egzotycznymi jeśli idzie o modele. Ale zachciało mi się pojeździć na co dzień czymś w miarę nowym (przy moich poprzednich autach rocznik 1999 to niemowlę), a do alfy romeo zawsze miałem sentyment. Rzecz jasna wiedziałem z grubsza, czego się mogę spodziewać: że rozrząd, że zawieszenie, że elektronika. Ok, przygotowałem się na pewne wydatki i jak głupi kupiłem. Nie to, żeby pierwszego z brzegu żużla, nic z tych rzeczy. Obejrzałem tego towaru ze dwadzieścia sztuk i metodą bezlitosnej selekcji dokonałem wyboru. Egzemplarz miał 142 000 km przebiegu (raczej nie kręcony, sądząc po stanie wnętrza, kierownicy, fotela kierowcy, itp), z zewnątrz zadbany, lekki buraczany tuning, ale do bezbolesnego usunięcia, więc spoko. Biorę! Pojeździłem trochę po okolicy, żeby się oswoić z nieznaną materią, na oko wszystko gra, więc ruszam w pierwszy rejs, służbowo 600 km w obie strony. Zaczęło się jakieś 40 km po wyruszeniu. Wywaliło cały płyn ze wspomagania... Pompa wyje, fajera wyrywa mi się z rąk... pit stop, przegląd w szczerym polu. maglownica poszła się kochać... Ale cóż to jest, jakaś drobna usterka układu kierowniczego w porównaniu do mojej miłości do jednej z ulubionych marek?! Tolerancja przede wszystkim, chciałeś alfę, matole, to masz! Spoko, nie użyłem nawet jednego słowa na "K", na "Ch", ani na "DUPA". Niespiesznie dolałem płynu, posłuchałem śpiewu słowika, policzyłem do 10-ciu i ruszam dalej. Co kilkanaście kilometrów postój serwisowy (leje się jak z... bo ja wiem, kranu? tak, to dobre porównanie), dolewka STP-u i ruszam dalej, wesoło pogwizdując "King of the road". Po którejś z kolei dolewce, nawet mi się spodobało, że niby gimnastyka taka, i świeżym powietrzem można odetchnąć i oko nacieszyć wiosenną zielenią. Jadę moją alfą, w końcu! Jeszcze słonko nie stanęło w zenicie, a ja już mknąłem szeroką, równą i prostą jak strzelił obwodnicą jednego z naszych pięknych miast. Wyprzedzam te wszystkie golfy i vectry, spoglądając z nieukrywaną wyższością na te esesmańskie monstra. Noga jakoś tak sama spadła na pedał gazu, a ja chwyciłem mocniej moją piękną, drewnianą kierownicę i nucąc niedbale "Born to be wild" wyobraziłem sobie, że podobny Steve'owi McQueenowi przemierzam strome tarasy San Francisco. I przemierzałbym tak dalej, gdybym ócz moich błękitów nie skierował był na wskaźnik temperatury. O w mordę! Coś nie halo! Jadę 140 na godzinę, chłodzenie powinno być jak nie przymierzając na twarzy Marka Kamińskiego w Arktyce, a tu się wskazówka zbliża do pola symbolizującego 120 st. Celcjusza! I rośnie! Niedobrze... Darowałem sobie McQueena i zacząłem szukać parkingu. Ale gdzie tam! Higway jak preria, ale zjazdu żadnego nie ma... Zwolniłem więc i czekam, co się wydarzy. Powoli, powoli wskazówka zeszła na 110, potem na jakieś 98 stopni. Dobra, żyjemy! Ale patrzę na prędkościomierz: 70 km/h. Zaraz, zaraz, z tego, co mi wiadomo pojazdy alfa romeo powinny rozwijać prędkości nieco większe, bez uszczerbku dla bilansu cieplnego silnika. A z resztą, może się nie znam i tak trzeba? Dobra, jadę te 70 na godzinę, chociaż instynktownie czuję, że coś jest nie tak. Z tych rozmyślań wyrwał mnie ryk klaksonu jakiegoś żuka. No usiadł mi na ogonie, baran i trąbi, że niby mu się spieszy. A jedź w cholerę, nie widzisz, głąbie, że wybrałem się na wycieczkę moją nowo kupioną alfą? A może ja tak lubię podziwiać przyrodę przy 70 km/h. Że co, że to autostrada, a nie łąką?! Ale żabki, ani jeża za to nie rozjadę... Dobra, jak wyprzedził mnie tarpan, to się już wkur... zdenerwowałem, znaczy i wdepłem. Myślę, co ma być, to będzie, rozpędzę się do setki, raz kozie śmierć! Jadę... Patrzę w prawo... rośnie, grzeje się, suka... znaczy wróć! Moja kochana alfa się spociła nieco... A gdyby tak... W zasadzie, w polonezie pomagało, a to w końcu też włoskie korzenie. Odkręciłem ogrzewanie na maksa... i czekam. A nadmieniam, że grzeję stówą cały czas, taki twardziel jestem! Żuka wyprzedziłem, patrząc z pogardą na kierowcę. No i kto jest debeściak?! Niecierpliwie rzucam okiem na zegar. Jest! Drgnęło, zeszło do 90 stopni. Aha! Czyli prosty trik, a działa! Tylko czego tu tak ciepło? Ale co tam, odkręcę szyby, w końcu na zewnątrz +28 stopni, nie zmarznę, a i przewietrzę się trochę, bo już dawno płynu do przekładni nie dolewałem i mi się cnić zaczęło. Twardziela zgrywam, łyknąłem już dwa malczaki i cieknocienko, ale pot mi zrosił skronie, w środku sauna, kurna, nie dotrwam do końca tej cholernej obwodnicy... No ale przecież nie będę, jak ostatnia blondynka zjeżdżał na autostradzie na pobocze i z podniesioną maską robił obory. Nie po to wyprzedzałem te wszystkie bolidy... Dobra, zmniejszyłem trochę grzanie kabiny i patrzę, co się wydarzy. temperatura skoczyła, ale zatrzymała się przed ostrzegawczym polem... i stoi! Dobra nasza, do końca obwodnicy nie może już być daleko, co prawda pot się ze mnie leje, ale przypomniałem sobie "Opowieść o prawdziwym człowieku" i jakby nowa nadzieja we mnie wstąpiła. I tak dotrwałem do końca... nie, nie podróży. Do końca obwodnicy. Zaraz na stacji się zatrzymałem i kontrola systemów. W pompie wspomagania sucho, ale jeszcze nie wyje, spoko, dolałem. Zbiornik wyrównawczy płynu chłodzącego - no, tu trochę gorzej, coś się pieni, jakby gotowało... Odkręcam korek... ale spoko, macie do czynienia z zawodowcem - powoli. Posyczało, pobulgotało i ucichło. Znaczy, ruszamy dalej. I tak oto nucąc na zmianę "No money down" Allmana i "Miłość ci wszystko wybaczy" dotarłem do celu podróży. Następnego dnia, po załatwieniu spraw służbowych - powrót. Zbrojny nowym doświadczeniem, nie przekraczając 70 km/h (upał był chyba ze 30 stopni - sorry nie będę wyprzedzał tira i kąpał się w pocie), wykonując okresowe postoje dolewcze osiągnąłem rogatki urokliwego i malowniczego miasteczka Ryki. I w tym momencie (XIX-wieczny powieściopisarz użyłby słowa "raptem"), na mojej desce rozdzielczej, kontrastując z przepięknym błękitem kwietniowego nieba rozbłysła krwistą czerwienią kontrolka braku ładowania. No żesz kur... motyla noga znaczy! Tu moja miłość do włoskiej motoryzacji zaczęła przeżywać kryzys. Ale spoko, jadę dalej. Lampka gaśnie powyżej 2000 obr/min. Niby da się jechać, ale wtedy temperatura... itd. Poza tym z emocji całkiem zapomniałem o pompie... Wyje suka! Szybki zjazd do boksu, dolewka na pracującym silniku, czego ta cholerna nakrętka się nie chce... o już! Chlupnąłem trochę za dużo... a niech tam, i tak wyleci! wracam za fajerę, chcę ruszać... Dupa! Szanowna dama się wypięła, prądu niet, kancierta nie budziet, patamu, szto Wania Koszkin nasrał w patiefon... Z resztą może to i lepiej, bo z płynem w chłodnicy też coś nie tego...

    Żeby nie zanudzać: pierwsza podróż zakończyła się na lawecie, w stacji obsługi. Bilans: 900 PLN za naprawę alternatora, holowanie, samochód zastępczy, itp. Ponadto gruntowniejsza inspekcja pojazdu ujawniła kilka cieszących oko defektów: odklejenie się okładziny klocka hamulcowego od metalowego odlewu, całkowite zużycie rolki napinacza paska wieloklinowego, pęknięcie przewodu klimy i parę innych pomniejszych defektów.

    W związku z tym mam pytanie. Czy to ja miałem pecha kupując ten złom, czy też włoscy inżynierowie żywotność swoich pojazdów obliczają na około 100 000 km, a potem ostatnia kąpiel w Tybrze, albo skok z malowniczych skał Sycylii?

    Przepraszam za przydługie marudzenie, ale musiałem odreagować...

    pozdrawiam

    Orzeł

  4. #44
    Użytkownik Rowerzysta Avatar Dzejkop
    Dołączył
    02 2012
    Mieszka w
    Śrem, Polska
    Auto
    2.0 TS Selespeed
    Postów
    70

    Domyślnie

    Orzeł te autka już tak maja , ale ja jestem zdania ze po zakupie zawsze trzeba wsadzic sporo kasy aby doprowadzić auto do dobrego stanu i dopiero wtedy cieszyć się jazda . Ja swoja alfe kupiłem ponad dwa tygodnie temu, po zakupie od razu pojechałem do mechanika (pozdrawiam mechanika ) aby sprawdzić "co w trawie piszczy" no i wyszło trochę tego. Wymieniłem oleje i filtry, sterownik od selespeeda był u naprawy, wymieniłem tłumik końcowy bo ten stary był ponacinany gumówką z czterech stron . Teraz czekam na zregenerowanie pompy od selespeeda. Ale za każdym razem jak patrze za okno na alfe to uśmiecham się szeroko bo mimo tego wszystkiego uwielbiam to autko

  5. #45
    Użytkownik Romeo Avatar michałsnk
    Dołączył
    04 2011
    Mieszka w
    w Sanoku
    Auto
    W domu : Terenówka, Alfa Romeo 156 JTD 105 ps 255Nm,Berlingo 1.9D (XUD) wolnossące.
    Postów
    515

    Domyślnie

    Miałeś pecha i tyle

  6. #46
    Użytkownik Rowerzysta Avatar Dzejkop
    Dołączył
    02 2012
    Mieszka w
    Śrem, Polska
    Auto
    2.0 TS Selespeed
    Postów
    70

    Domyślnie

    Cytat Napisał michałsnk Zobacz post
    Miałeś pecha i tyle
    ale pocieszające haha , wiadomo ze nikt nie sprzeda auta bez wad "ukrytych"

  7. #47
    Użytkownik Embrion
    Dołączył
    04 2012
    Auto
    Alfa Romeo 156 2,0 T. Spark rok 1999
    Postów
    9

    Domyślnie

    No dobra, uzbroję się zatem w cierpliwość i spróbuję opanować złe moce. Pytania szczegółowe będę zadawał w odpowiednich wątkach. Dzięki

  8. #48
    Użytkownik Jestem NOWY - nie krzyczcie!
    Dołączył
    12 2012
    Mieszka w
    Lublin
    Auto
    Alfa Romeo 159 2,4 jtdm Sportwagon, 200KM, 2007r
    Postów
    9

    Domyślnie

    Trochę odświeżę temat. Historia zakupu niedawna, więc i uczucia jeszcze nie ostygły. Moja żona z racji przebywania na dłuższym ZUS ZLA miała stracić slużbowy samochód. Trzeba było dokupić coś do jazdy, bo mieszkamy w okolicy podmiejskiej i brak jakiejkolwiek innej komunikacji, a jednym samochodem się nie podzielimy. Szybki kredycik i zaczynamy poszukiwania. Początkowo budżet tak ok 10-12 tys. Przeglądanie niemieckiego i nie tylko szmelcu. Początkowo plan zakupu małego auta. Ja miałem nim jeździć a żonie oddać swoją foczkę mkII (żona jeszcze o tym nie wiedziała). Traf chciał że na trasie żona zobaczyła wypadek z udziałem takiego małego autka i postawiła warunek - auto ma być duże, a najlepiej kombi. Ja miałem już wtedy inne priorytety, auto ma mieć minimum 140 KM (nie mniej niż poprzednie) i ładnie wyglądać. No i tak w ogłoszeniach trafiłem na AR 156 SW. Wszyscy mi odradzali tej marki, bo awaryjna. Jednym z odradzających był mój brat mechanik, który posiadał kiedyś AR 33 z silniekiem boxer. Omęczył się przy tym samochodzie niemiłosiernie. Najlepsze było jak już chciał go sprzedać i pojechał z klientem na jazdę próbną. I wrócili pchając auto przez 5 km )) bo zgasło i nie chcialo odpalić. Serce jednak moje już owładnęła myśl jak doprowadzić do zakupu alfy. Tak zachwalałem żonie to auto, że w końcu się zgodziła, ale tak jak mówiłem tylko na wersję SW. No i udało sie znaleźć ogłoszenie, niestety kilkaset kilometrów od domu. Na forum zaglądałem ale jakoś nic nie znalazłem ciekawego, chociaż nie powiem pomoglo mi ominąć kilka min jakie wtedy znajdowały się w ogłoszeniach. Wyszukałem czlowieka, ktory zajmuje się oceną aut przed sprzedażą. Ustaliliśmy cenę i pojechal oglądać. Powiedział, że autko bezwypadkowe, bez istotnych błędów w komputerze i historii. Przebieg może i prawdziwy bo jest dużo kwitów z ASO w Niemczech. Jedyna wada to docisk sprzęgła albo całe sprzęgło do wymiany. I na podstawie tych danych miałem podjąć decyzję. Trwało to 5 min, bo szybciej wstydziełm się zadzwonić, żeby nie było że taki napalony jestem Dominik (tak się nazywał wynajęty fachowiec) zaoferował mi usługe zbicia ceny auta, z której skorzystałem i tak zaoszczędziłem 1600 zł, warunkiem było, że mam jak najszybciej odebrać auto. No i pojechaliśmy z kolegą do stolicy małopolski. Na miejscu autko wymyte, odpicowane, ładnie pracujący silniczek 2,4 jtd i to wyjące sprzęgło. Jazda próbna i na początek super wrażenie, tylko wskazówka paliwa niepokojąco leżąca na lewym boku. Przy pierwszym wzniesieniu zdławienie, błąd check engine i po zabawie, zero mocy. Panowie handlarze chcieli zaoszczędzić i wlali ze 2 litry paliwa. Powrót szybki do komisu i ustalenie, samochód biorę i płacę od razu kasę, a oni zobowiązują się go naprawić na swój koszt. No i naprawili. Okazało się że przy tej okazji turbinka poleciała. Chcieli zaoszczędzić i kupili używaną, ale ta w drodze z warsztatu też sie spiep.... . Kupili drugą, regenerowaną, ale na gwarancji i w końcu mogłem odebrać samochód. Przy odbiorze tyle samo paliwa w baku i hało: zabieraj pan ten samochód, bo żeśmy interes życia na nim zrobili i nie chcemy go już oglądać. Szybka wizyta na stacji i z piszczącym dociskiem sprzęgla powrót ponad 300km do domu. Tu od razu miejsce w warsztacie i czekanie na wyrok. Do naprawy: dwumasa, sprzęglo komplet, termostat i standardowo zawieszenie z przodu. O pierdółkach jak wycieraczki przód i tył, zaślepka świateł tylnych na klapie bagażnika, siłowniki klapy, oświetelenie deski rozdzielczej czy zepsuty termometr zewnętrzny nie wspominając. Po odbiorze od mechanika, pierwsza próba jazdy przez moją żonę, już wtedy na dobre urabianą, żeby wzięła mój samochód a mi oddała Alfinkę. "Na szczęście" mechanik nie ustawil zbieżności + lód na drodze i małżonka stwierdza: "bierz już tę swoją alfę, bo ja się z nią męczyć nie chcę". No i stało się, cel został osiągnięty i moja bella w koncu jest moja Teraz jak nie ma mnie w domu to wszyscy wiedzą, że trzeba mnie szukać w garażu razem z włoszczyzną (posiadam od niedawna ducati monstera).
    Dodam tylko, że Bella to zadrosna kochanka i nie lubi też żeby się nią dzielić. Dwukrotnie próba ujeżdzania jej przez mojego szwagra kończyla się drobnymi awariami, min błąd ABS i ASR, który sam zniknął zaraz po tym jak się przesiedliśmy. Myślę, że jesteśmy na siebie "skazani" i to nie bez satysfakcji i zauroczenia z mojej strony. Wloska motoryzacja ma po prostu duszę i mimo swoich niedociągnieć wzbudza emocje, najczęściej na szczęście te pozytywne.

  9. #49
    MarekK
    Gość

    Domyślnie

    Ja natomiast tym razem chciałem kupić fabrycznie nowy samochód, poczuć zapach nowości, nie ryzykować, że ktoś będzie mnie chciał koniecznie "wywalić" na pare zł...
    Na pierwszą ratę było...
    Akurat w tym czasie wszedł do kin "Quantum of solace" i żona wyciągnęła mnie na premierę. Jako nie fan przygód agenta 007 (inna gadka ten prawdziwy - 07) przyznałem, że ten film był inny od wcześniejszych. Pierwsza scena i cóż to za piękny i groźny sedan pomyka za astonem. To alfa 159! Jest OK! Niezrażony faktem, że obie w filmie poległy (pewnie z winy tych gangsterów co bronią maszynową nie potrafili rozwalili astona ) wziąłem się do roboty. Po przewertowaniu kilku roczników pism motoryzacyjnych doszedłem do wniosku, że to wybór lepszy niż sztandarowe "Niemcy", szczeg. w jtdm, więc do salonów na porównanie z Japońcami... Honda - ciut za droga do tego co oferuje, Mazda 6 - ładna, ale ten plastik śmierdzący i trzeszczący jak pilot elemisa, Subaru Legacy - w salonie panowie dawali "dziwne znaki" na nie, Toyota, pewnie za dobra, jednak nawet nie poszedłem...
    Salony dawały w 2009 roku 30 tysi upustu za auto z 2008, plus wynegocjowałem żonglując ofertami jeszcze 2,5 tysiaka. Wyjechałem nowiutkim czarnym sedanem, dzieci co też zdążyły zobaczyć film miały w oczach łzy ze szczęścia...
    Potem była już proza życia, itd. Ale śledzę co robi Alfa, żeby utrzymać zadowolonego klienta, bo przecież wszystkie się psują, nie tylko Alfy.
    I pojechaliśmy do Włoch na wczasy, żeby zaczepić na 3 dni nad Gardę. Jeździłem tymi samymi tunelami dając ognia i rozkoszując się chwilą, bo życie jest pełnowartościowe właśnie od tych chwil szczęścia. Włoska umiejętność tworzenia jest piękna, zwłaszcza sztuka, zabytki i auta, jednak ludzie myślę dużo miej godni pochwał od Chorwatów.
    Zobaczymy co będzie dalej z alfą, ale 159 nigdy mnie nie zawiodła w drodze i wyszliśmy już z kilku sytuacji.
    Pozdrawiam
    Marek
    Ostatnio edytowane przez MarekK ; 15-01-2013 o 23:55

  10. #50
    Użytkownik Embrion Avatar rocky
    Dołączył
    07 2011
    Mieszka w
    Poznań / Konin
    Auto
    Alfa Romeo 156 2.0 TS '99
    Postów
    7

    Domyślnie

    Alldrogo, sortuj po cenie od najtańszego, Kup teraz

    A tak na serio to mój znajomy zaraził mnie swoją 155'ką. Chciał mi ją swojego czasu sprzedać, ale ja jakoś bardziej napaliłem się na 156, chociaż wiedziałem, że jego egzemplarz jest igła. Pewnego dnia brat dal mi cynka, że w moim miescie stoi jedna taka ślicznotka. Podjechałem i wyjechałem stamtąd juz moją 156'tką.
    Ostatnio edytowane przez rocky ; 15-01-2013 o 23:59

Podobne wątki

  1. Witam z moją pierwszą Alfą ;)
    Utworzone przez Seraf w dziale Tu się witamy
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 13-11-2015, 20:11
  2. Odpowiedzi: 9
    Ostatni post / autor: 24-02-2015, 22:05
  3. Po długich poszukiwaniach przedstawiam swoją pierwszą Alfę!
    Utworzone przez Lanney w dziale Tu się witamy
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 09-04-2014, 19:09
  4. Odpowiedzi: 7
    Ostatni post / autor: 04-09-2010, 20:52
  5. Jutro odbieram swoją pierwszą Alfę... proszę o wskazówki :)
    Utworzone przez JaGGeR w dziale 145/146/155
    Odpowiedzi: 30
    Ostatni post / autor: 15-02-2007, 19:05

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •  
Amortyzatory