Jak w temacie. Julka QV 2010r. 100tys. przebiegu. W moich, a właściwie mojej żony rękach od dawna.
Nic sie nie działo, żona wróciła z pracy, żadnego deszczu, kałuży po drodze, wjechała do garażu podziemnego no i klops. Następnego dnia już nie odpaliła. Żadnych objawów wczesniej. Doładowałem aku do pelna, chociaż jest z zeszłego roku, parametry trzyma. Sprawdziłem przez AlfaOBD, wyszedł błąd p0621, alternator D+ singal incorrect, czy cos takiego. Skasowalem, jeszcze raz spróbowałem i nic. Nawet nie zaczyna kręcenia.
Odkręciłem, wyczyściłem i dokręciłem masę, klemy, sprawdziłem bezpieczniki. I nic. Jedyne co rzuciło mi sie w oczy, to mokry wężyk od płynu do spryskiwaczy, który świetnie przebiega przy skrzynce bezpiecznikowej pod maską i przy masie... Polaczenie ma nawet w tym miejscu... No i to jest malo szczelne, wiec przy masie było mokro. Tak czy siak psiknąłem sprayem do stykow w miedzyczasie, potem jeszcze suszarka do włosów na wszelki wypadek do wysuszenia. Błędy znów skasowałem i dalej nic. Wszystkie odbiorniki działają, radio, swiatla, szyby, itd. Ale zakręcić nie chce. Klema z aku tez byka zdjęta na noc i nic. Przy pierwszej po podłączeniu probie kręcenia pstyka coś, przy drugiej po odłączeniu klemy i podłączeniu, albo po skasowaniu błędów już nie pstyka.
Podpowie ktoś coś, bo nawet nie wiem jak go wyciągnąć z tego garażu. Wjazd dla lawety średni, bo nisko...