Uszkodzona GT. Sprawca uciekł.

Wczoraj Klaudia (Żona) wpadła na chwilę do Mamy. Zostawiła auto na parkingu (Kraków, osiedle Kozłówek).

Po drodze, nasza cudowna GT została uderzona przez jakiegoś @#$%^&*(-).
Straty: wgnieciony, zdarty do metalu tylny błotnik + konkretnie charatnięta felga.
Sprawca uciekł z miejsca wypadku nie zostawiając po sobie śladu.

Generalnie mam dystans do rzeczy materialnych. Bellę 156 wyobijaliśmy z Klaudią niemiłosiernie (nauka jazdy) i nie płakałem.
Ale teraz wielka szkoda GT. Zaangażowaliśmy się w nią emocjonalnie. Zresztą lektura niniejszego forum też mnie pozytywnie nakręciła.

Auto w swojej historii miało 0 usterek i napraw blacharskich. Przez brak wypadków większych i mniejszych zapłaciłem sporo więcej za auto. Tak, iż chwilowo nie starczyło na AC. Jest - póki co - tylko OC.

Poradźcie, co w takim wypadku zrobić?
Zgłosić na policję? (Być może na parkingu osiedlowym jest monitoring?)

I czy jest szansa naprawić auto z OC?

Na dodatek mam wrażenie, że teraz tylne koło lekko bije. Prawdopodobnie felga została skrzywiona.

Oczywiście, że zgłoś na policję. Jak znajdzie się sprawca to będziesz mógł zrobić na OC, w przeciwnym wypadku nie ma ma szans.

Dzięki za odpowiedź.
Policja z pewnością.

Ale policja będzie szukać - lub udawać, że szuka - sprawcy przez dłuższy czas.
A auto trzeba naprawić, by śmigało jak należy.

Domyślam się, że naprawa tylko na faktury, by w przypadku cudownego znalezienia sprawcy mieć ewentualnie jakąś podstawę do roszczeń OC?

policja nie będzie szukać, baaa nawet nie ruszy palcem. Ale zgłoszenie odnotuje - wszystko.

Doszukiwanie się, czy ukaranie sprawcy ruszy w momencie jak to Ty sam znajdziesz delikwenta i dasz im namiary gdzie skubaniec przebywa - tyle.

Raczej nie znajdę, bo realnie patrząc jest to prawie mission impossible.
A ja sam mam raczej taką mentalność, że dla świętego spokoju odpuszczam przykre sprawy.

Sprawdzę tylko, czy jest na parkingu monitoring (w co wątpię).
Jeśli jest, wtedy na pewno udam się na policję (a raczej Klaudia). W przeciwnym wypadku prawdopodobnie zachowam się jak policja, czyli "nie ruszę palcem".

Przypominam sobie jednak, że ktoś kiedyś mówił mi, iż w takim wypadku jest jakaś możliwość uzyskania zwrotu kosztów z OC, tzn. bez względu na znalezienie albo nie sprawcy szkody. Ale nie pamiętam, tym bardziej, że nie interesowałem się tym.

nie ma żadnej drogi do uzyskania odszkodowania z OC bez ustalenia sprawcy i jego winy
nie możesz uzyskać odszkodowania ze swojego OC
sprawdź czy jest monitoring
policja sama z siebie sprawcy nie znajdzie

Opozycjonista, mogłem kupić auto takie, jak Ty: rozbite i zrobić je na ideał:).

A tak trzeba przeboleć utraconą przez gwałt "dziewiczość" - stan fabryczny.

Tej dziewiczości przede wszystkim mi szkoda. Nawet nie konieczności wydawania pieniędzy (w tym wypadku przestawiłem się już mentalnie, że na Bellę nie należy żałować).

Dodam coś od siebie. Pewnego czasu przedstawicielka płci pięknej uderzyła w moje auto na parkingu podczas cofania. Firmowy fiat doblo miał wgniecione drzwi. Wystarczyło przejechać się następnego dnia w pobliżu kolizji żeby znaleźć auto winowajczyni. Porobiłem zdjęcia domniemanego sprawcy i poszedłem na policje. Policja znalazła właścicielkę która oczywiście wypierała się niemiłosiernie. Pech chciał, że uszkodzenie jej samochodu było akurat na wysokości mojego wgniecenia a dodatkowo zostało trochę mojego lakieru. Po paru dniach otrzymałem zawiadomienie, że sprawca nie przyznaje się do winy i sprawa skierowana jest do sądu. Po miesiącu otrzymałem informację, że sprawce kolizji uznano winnym i z załączonym oświadczeniem mogę udać się do ubezpieczyciela. Otrzymałem 1000zł za drzwi o wartości 200zł ;)

No właśnie. Klaudia udała się dzisiaj na parking i szukała auta z niebieską karoserią, bo na błotniku został ślad niebieskiego lakieru. Ale nic nie znalazła. Mieszkamy 17km od Kozłówka, więc nie ma mowy o czuwaniu.