http://tablica.pl/oferta/sprzedam-lu...525b03f3;r:;s:
164, nie wiem czy qv, w każdym bądź razie panel klimy jest na pewno rodzynkiem:)
Printable View
http://tablica.pl/oferta/sprzedam-lu...525b03f3;r:;s:
164, nie wiem czy qv, w każdym bądź razie panel klimy jest na pewno rodzynkiem:)
Niezła, szkoda że gazowana...
Teraz to Was zanudzę, kto nie chce czytać czyiś perypetii ze swoim autem niech ten tekst oleje:
Prolog
Alfę swoją teraźniejszą nabyłem w lutym 2008. Przypadek w sumie sprawił, że była to 164 Super 12v w automacie- ani automatu, ani Superki nie szukałem. W grę wchodziły 166, 156 i inne takie tam nowsze, bo kasa była, ale po jazdach próbnych czegoś mi tam brakowało mimo, że to były również kategorie >=2.5 litra. Nie wiem dlaczego, ogólnie każdy normalny używający mózgu tudzież doświadczenia człowiek na moim miejscu ze 164 powinien sobie dać spokój. Moja poprzednia przedliftowa w sposób spektakularny ulegała awariom, żeby to jeszcze gdzieś koło "komina", ale ten wóz był jeszcze większym trollem niż niektórzy tu na forum, bo jak coś się w niej spier*$%#^ to akurat po dojechaniu do celu podróży z dala od domu. Ostatnia jazda o własnych siłach zakończyła się wybuchem skrzyni biegów- tak wybuchem, bo dziura w obudowie była jak pięść.
Spowodowane to było niefrasobliwym montażem w warsztacie- jednym z najbardziej chwalonych dla AR w okolicy mojego miejsca zamieszkania. Nie zmienili tej poduszki pod podporą półosi, miała dojść z Włoch na dniach- do dziś czekam na telefon czy już doszła, a minęło 6 lat. Mniejsza o to, bo do warsztatów tak czy siak szczęścia nie miałem i nie mam bez względu na to czy oddaje tam !uwaga! Golfa Mk2 czy Audi 80B2(moje jedno z pierwszych wozów), czyli auta gdzie teoretycznie każdy kowal poradzić sobie powinien.
Część I
Po zakupie tego auta za śmiesznie pieniądze nie miałem wysokich wymagań- miało planowo przejechać 3 lata z ograniczonym budżetem inwestycyjnym, bo pozostała kasa poszła na inne cele. I w sumie....tak było- wiadomo wymiana filtrów co rok, oleju i innych pierdół, co rusz jakieś drobne usterki elektryczne nauczyły mnie przy pierwszej już Alfie, że bezpieczniki lepiej wozić w popielniczce, a nie schowku.
Pierwsza usterka wystąpiła po miesiącu po pierwszej wymianie oleju- nagle w zbiorniku wyrównawczym płynu chłodzącego zrobiło się czarno- a w nim świeżo wymieniony olej. Stwierdziłem- don't panic- trzeba obserwować- ale oleju nie znikało w zastraszających ilościach, płynu też jakoś strasznie nie przybywało, kompresja w układ nie uciekała więc olałem to zupełnie i zostawiłem "na potem".
Druga była niezwykle wnerwiająca. Jechałem po ojca dojeżdżam na światłach do innego auta i co widze? Nie mam lewego "oczka" i oświetlenie deski rozdzielczej zwiało. Zjechałem, biorę się za żarówki więc idę do bagażnika i co? Z tyłu nie świeci prawa lampa.... myśle sobie:
-nie, to nie żarówki
Wsiadam i otwieram "elektrownie" a tam wywalony bezpiecznik, wymieniam go więc jak każdy normalny czlowiek, i znowu "jebs"
Myślę sobie
-kiego ch%$@
Spojrzałem na tę Włoską naklejkę z której nie wiele rozumiałem, więc w dłoniach wylądowała niemiecka instrukcja obsługi wozu, z której też w sumie za dużo nie rozumiem, ale mój Niemiecki aż taki zły nie jest i widzę, że pod jednym bezpiecznikiem są wyżej wymienione światła, deska rozdzielcza, podświetlenie gleby pod drzwiami i ramka przy lusterku na osłonie wstecznej. Szukałem usterki sam- i wiecie co się okazało? Przewód zasilający podświetlenie lusterka w osłonie przeciwsłonecznej załamał się przy mocowaniu o karoserię auta- nie pytajcie proszę jak do tego doszedłem- po prostu dla mnie te ustrojstwo to był pierwszy podejrzany, tam grzebałem i to wygrzebałem. Niby pierdółka ale troche dnia mi odjęła.
Potem była długa nudna eksploatacja, gdzieś w jej połowie łatać trzeba było podproża z tyłu bo je zeżarło. Zaraz po niej wymiana tulei tylnego zawieszenia i przednich wahaczy- jak się okazało zdjąłem jeszcze fabryczne,(tak, sam ściągałem przez doświadczenia z warsztatami) no ale gdzie się one miały wybić jak Polskie drogi ten samochód czuł dopiero za mojej kadencji?
I znów nastała nudna eksploatacja(przypominam dalej z czarną mazią w zbiorniku wyrównawczym). Az do czerwca 2011 przed zlotem w Biłgoraju- już we Wrocławiu, po dłuższej trasie zauważyłem pod maską dym, zjechałem na parking pod Wzgórzem Andersa maska w góre i co? Kąpiel w płynie układu chłodzenia- ciąg dalszy w części II.
Część II
W zbiorniku jeszcze coś było, ale widzę że cieknie między głowicami- dolałem co miałem w bagażniku i jechałem w kierunku domu. Za mną stróżka płynu, dym pod maską, ludzie mieli widowisko myśląc, że jak zwykle "Włoch się pali". Po wjechaniu do garażu w układzie wydawało sie że było już sucho- szczęśliwie było jeszcze co spuścić z układu.
Wywaliło rurę gumową między głowicą a pompą wody. Stwierdziłem, że zrobię to sam, po rozmontowaniu wszystkiego, żeby się tam w ogóle dostać, zdemontowaniu termostatu itd. wyjąłem te dziadostwo- dopasowałem na wzór bo tam są jaja z wymiarem (jedno węższe od drugiego gdzie te drugie ma inny wymiar przy głowicy i inny przy pompie). Ja tu wszystko montuje zalewam płyn i co? I cieknie. Stwierdziłem
-pewnie słabo dokręcone.
No to ja za klucz a tu podstawa termostatu ... pach
http://www.forum.alfaholicy.org/imag...2011/08/33.jpg
Zaprawdę powiadam Wam, słownik wulgaryzmów nie zna epitetów które wtedy padły z moich ust. No ale trudno, trzeba to zwalczyć, początkowo stwierdziłem, że najlepiej by było wymontować całą tę podstawę tkwiącą na pompie wody i dać do spawania, zwłaszcza, że odłamany element dzierżyłem w dłoniach. Niby nic trudnego, ale to jest Alfa Romeo i Włoskie poczucie przestrzeni więc..... w tę podstawę wpuszczona jest żeliwna rura biegnąca między głowicami zagięta w kolanko nad kołem zamachowym. Po latach grzania i temperatur w tym miejscu powstał już monolit- nie da się tego wyjąć. Razem z podstawą też tego nie wyciągnę w obu kierunkach więc jedyną stroną była..góra- ale między głowicami jest za mało miejsca. Głowice owszem- do ściągnięcia bo przecież ta czarna maź w zbiorniku to UPG, ale nie był to czas na nią, zwłaszcza, że to krótko przed zlotem.
Stwierdziłem, że trzeba podrutować i wynalazłem jakiś klej do spawana na zimno. Jak się okazało z punktu widzenia czasu- klej egzamin zdał, ale to było sklejone porządnie ze wzmocnieniem pierścienia podstawy blaszką co to je alternatywna do Poczty Polskiej firma stosuje dla dociążenia przesyłek. Gdy już wszystko wystygło i można było składać, stwierdziłem, że węże te ścisnę nie jakimiś zwykłymi opaskami- a takimi dla hydrauliki siłowej- tak żeby mieć pewność, że będzie z nimi spokój- to też zdało egzamin.
W końcu byłem prawie gotowy na zlot, ale po pierwszym odpale okazało się, że pasek napierdziela o osłonę między głowicami. Nosz k*#@$ j#@$%^ w d#$% mać. Ale po rozgrzaniu wszystko było ok, pasek jakoś się naciągał i już nic nie waliło, nic nie biło. Co ciekawe silnik pracował równo na latającym i nie latającym pasku. Dodatkowo trzasnął przewód od pompy hamulcowej do pompy ABS, ale to zrobiłem ekspresowo(blisko mam sklep z takimi "pierdołami"). Wracając do luźnego paska- nikt normalny by z tym nawet nie opuścił garażu, ale ja stwierdziłem że zagram va banque- z wykupionym starterem 24 postanowiłem jechać do Suśca.
Samochód... obrócił dojechał tam i z powrotem- zlotowicze co słyszeli ten pasek byli przerażeni i pukali się w głowę, a jak dopowiedziałem, że podstawa termostatu jest poklejona jak w starym Zaporożcu trwoga w nich rosła. ... . Po wymianie paska rozrządu właściwie nic się nie działo, ale czarna maź w układzie chłodzenia nie dawała mi spokoju, zwłaszcza, że pływała ona tam od samego początku jak użytkuje samochód.
Część III
Nadszedł czas, gdy trzeba było zabrać się za UPG. Krótko przed zlotem w Żywcu zegar temperatury cieczy chłodzącej mógł robić równie dobrze za wskaźnik wychylenia przepustnicy- tak, komprecha już się tam dostała. Tak przy okazji- na samym zlocie przetestowałem zawieszenie, kto tam był ten wie, że w cieniu drzewa znajdowała się tam nie oznaczona znakami poziomymi(zaznaczam poziomymi) hopka. Mieliśmy z dobre 60 jak nie lepiej, a było nas w aucie 4- ja, Fr33 z przodu, LukaszA i Majkel z tyłu, bagażnik załadowany po klapę- jedyne co rozsądne było z mojej strony to nie odpuszczanie gazu ani nie naciskanie hamulca gdy przednia oś wydawało się była w powietrzu- dzięki temu miska się ostała, a gdy po powrocie ze zlotu wszedłem w kanał to o dziwo nigdzie nie było śladu przytarcia..... przyspieszyło to jedynie już ledwo zipiące połączenie wydechu zaraz pod przednimi fotelami co to już pierdziało przed zlotem, po tym incydencie było delikatnie głośniejsze- małe to jednak straty w stosunku do tych spodziewanych.
Późną jesienią szukałem warsztatu w okolicach zamieszkania, ostatecznie w grę wchodził FlarItal. Jakoś się okazało, że mój i mojego Ojca znajomy sprzed lat ma warsztat i podejmie się tego silnika. Cóż.... skoro mówi, że da radę i nie zedrze ze mnie ostatnich gaci to czemu nie? No to więc się zabrał za to, z mniejszymi i większymi błędami,
-pospawał tę podstawę termostatu co ją kleiłem przed Biłgorajem
-wymienił uszczelki pod głowicami
-zrobił porządek z cieknącą maglownicą
-wymienił wiązkę silnika, bo przewody łamały się pod palcem
-i kilka innych pierdół co szkoda ich wymieniać bo i tak ten post jest przydługawy
Słuchajcie no, odbieram auto, zadowolony bo 3 miesiące poszły w długą. Siadam za kierownicę, mechanik obok, jedziemy drogą na Jelcz, a w drodze powrotnej przy zjeździe z ronda wciskam pedał w podłogę, skrzynia robi kickdown i..... nagle na pełnym gazie przerzuca bieg w górę, nie odpuszczam akceleratora więc robi drugi kickdown, ale bez skutku, aż w końcu wybija na luz. Puszczam gaz....skrzynia dobiera sobie przełożenie i jadę dalej- ale tak być nie powinno. Więc już mamy pierwszą reklamację, ale druga wyszła po 3 dniach....
Odpalam silnik....a tu jakieś parszywe dzwonienie z okolic pierwszego cylindra. Pierwsze podejrzenie padło na napęd pompy oleju, jadę na reklamację- owszem linkę kick-down wyregulowali prawidłowo, ale tego dzwonienia nie usunęli. W ogóle jakis arcymag ściągnięty przez mechanika z ASO FIATa stwierdził, że to sama pompa, co było w ogóle kiksem po całości bo dźwięk dobiegał z głowicy, a nie z dołu- a skąd wiem? Jest taki stary sposób osłuchiwania silnika przez drewniany kołek.
Ostatecznie, jako, że na tego mechanika namówił mnie ojciec dałem mu kontakt do jednego z userów forum(nicku nie podam, bo nie wiem czy sobie tego życzy), żeby z nim pogadał, bo ja ciągnąłem w robocie same 12 ki codziennie, poza tym za bardzo mnie ta sprawa wk*****ła, żeby spokojnie o niej mówić. User ten wsiadł do auta- przejechał się i sam mając kilka koncepcji zdziwił się, że auto dobrze się zbiera z dołu, czuć że ma moc itp.
Po kilku dniach w jego garażu wiecie co się okazało? Patrzcie:
https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.n...91967664_n.jpg
I wiecie co mnie zastanawia? Zresztą nie tylko mnie. Nic nie uległo eksplozji mimo, że ewidentnie pasek przeskakiwał na zębach. Do tego moc miał od dołu i pracował względnie równo- dalej mimo dzwonienia. W sumie do szlifu były 3 szklanki. Po wymianie paska na prawidłowy silnik zaczął pracować cicho, moc jest i na zimno i na gorąco, pracuje tak jak każde V6 Busso 12v. Mechanik co tak postąpił z dobraniem paska zagrał fair- zwrócił pieniądze, które poszły w poprawienie jego błedu.
Epilog
Zbliżam się powoli do końca, najwytrwalsi pewnie się ucieszą, bo reszta już skończyła w I części. Zaraz po naprawie silnika walnął przewód hamulcowy między rozdzielaczem, a tylnym lewym kołem- zrobione szybko, sprawa analogiczna do wyżej wspomnianej pompy ABS. Po zrobieniu 100 km zauważyłem, że pod autem robią się dwie plamy - jedna olejowa, a druga z płynu chłodzącego- poczułem kształt mózgu w czaszce, ale po odliczeniu do 10....cóż- KANAŁ i do roboty. Olej- powód był ciekawy- niedokręcony korek olejowy po drugiej wymianie od zrobienia UPG- nie wiem jak sam go dokręcałem, ale widać coś mi poszło nie tak, bo korek trzyma się na gwincie(ponownie sprawdzałem niedawno). A plama od płynu? Wszyscy którzy o tym się dowiadywali zaczęli snuć powieści grozy że termostat się zawiesił, inni że uszczelka źle położona, jeszcze inni że pękło to i owo. Prawdziwy powód? Kosztował 17 zł- stary korek od zbiornika płynu chłodzącego w ogóle nie trzymał ciśnienia i jakikolwiek wzrost był wypuszczany w atmosferę. Teraz tego problemu nie ma, ale...... po pojawieniu się cisnienia w układzie wyłażą "Pięty Achillesowe". Teraz na kartonie pod autem pojawiła się niebieska plama bliżej prawej strony- jak się okazało puszcza włącznik wentylatora- cieknie ewidentnie z niego i mam jescze jedną rzecz do okiełznania- sterowanie samym wentylatorem, bo włącza się i tak za późno. Ale wszystko w swoim czasie.
Czy to koniec perypetii? Nie- ja ten samochód wciąż mam, 19 letni średnio atrakcyjny na rynku model- bo zzewnątrz jest kilka rys po poprzedniku(i jedna moja) z którymi porządku nie robie w ogóle, a do tego jest to benzynowa, 3 litrowa Alfa i to na dodatek: automat. To jest auto niesprzedawalne, a szkoda mi się go pozbywać za 1200 zł- bo za takie pieniądze wolałbym na niej zrobić ognisko albo z jej elementów karoserii jakiś ciekawy mebel pokojowy. Tak czy siak mimo, że ze spokojem mógłbym kupić 3 litrową 166 i to nie za ostatnie pieniądze, coś mnie trzyma przy tym wydaje się nieatrakcyjnym kredensie- nie wiem czy to charakter 12 zaworowego silnika Busso czy jakiś inny bardziej lub mniej wzniosły powód, w każdym bądź razie 164 ma w sobie to coś co mnie urzeka i nie jest to, ani design, ani frajda z jazdy- bo automat ją znacznie ogranicza. Tego nie da się racjonalnie wyjaśnić, a pukającym się w czoło realistom mówię -> ten wóz to moje hobby, nie zrozumiesz tego.
Hm a gdzie historia stacyjki........... :)
Fajna historia i ładnie opisana, powodzenia i szerokości
Można o niej wspomnieć- jej początek to jeszcze przed zlotem w Suścu zaraz po usunięciu wycieku z układu chłodzenia- ot poprostu stacyjka zaczynała się zacinać- twierdząc, że nie mam czasu na pierdoły, na sam zlot jakoś dojechałem, a tam... cóż pierwszy dzień udawało się ją jakoś przekręcić po odpowiednim ustawieniu kluczyka, ale potem chciałem na chwilę włączyć prąd nie pamiętam po co, Jagiel siedział obok i coś mi nie szło- nie wiem czy to kwestia piw co to je spożywałem czy ta zasmarkana k**** się tak postawiła, może jedno i drugie- włączając w to ochronę antyalkoholową. W każdym bądź razie zesrany podniecony Jagiel poleciał do blondyny na zlocie, która okazał się Rafał- nie pytajcie jak wszyscy dlaczego blondyna nazywała się Rafał- kto tam był to zrozumie pewne anomalie co to one się tam działy. Rafał siadł i po chwili mocowania się jako bardziej doświadczony Alfiarz wygrał z tą stacyjką, za co następnego dnia otrzymał ode mnie piwo. Stacyjka ta po powrocie dostala z puszkę WD40 i bez demontowania i innego czarowania działa po dziś dzień.
Heh wspomnienia odżyły..... i mam nawet fotke z tego incydentu heheheheh niezpomniany zlot