Ja znalazłem mała mysze na kielichu amortyzatora i kawałek chleba na skrzyni biegów a nie przypominam sobie żebym piekł chleb ;)
Ja znalazłem mała mysze na kielichu amortyzatora i kawałek chleba na skrzyni biegów a nie przypominam sobie żebym piekł chleb ;)
W punto mamy parę lat temu znalazłem przy poduszce silnika pół bochenka chleba (tak, tak, PÓŁ bochenka). Pod chlebkiem znajdowało się posłanko bliżej niezidentyfikowanego zwierzaka.
http://img534.imageshack.us/img534/7376/dsc06280h.jpg
Uploaded with ImageShack.us
Największy problem mieli (mają) właściciele Toyot Avensis gdzie kuny regularnie konsumowały ( a nie tylko gryzły)węże ukł. chłodzenia.Okazało się,że producent do gumowej masy dodawał mączkę rybną...
A ja pod maską u brata w aucie znalazłem coś takiego jak chciałem sprawdzić olej.
Śmierdziało niemiłosiernie... auto było w serwisie 3 tyg. wcześniej, zakładam, że oni tego nie podłożyli... za cholerę nie wiem jak tam się znalazł ten ptak.
Załącznik 91809
Ja miałem jajko i to nie samą skorupkę a całe. Jak próbowałem wyciągnąć to oczywiście pękło bo było w takim miejscu że ręki się nie dało wsadzić Umyłem wszystkie slady po tym i we wnętrzu nie śmierdziało.A yego sie najbardziej obawiałem.
Kilka lat temu w VW Wento, po powrocie od znajomych (50 km. ode mnie) i zgaszeniu silnika usłyszałem miauczenie, podniosłem maskę silnika i na podszybiu znalazłem pasażera na gapę - małego kota.
Tutaj coś zjadło szczura na ciepło i też brak kultury bo nie posprzątał po sobie ... :) Załącznik 91895Załącznik 91896
W Alfie... w ogóle pierwszy raz w swoim aucie miałem całego gołębia, najprawdopodobniej go jakiś kotek sobie przytargał i zrobił spiżarkę. Natomiast koty to jest zmora, zwłaszcza zimną porą. Kolega poczuł tylko jak przejechał po maluchu córki, nawet nie zatrzymał się aby sprawdzić co to było. Ale od tej pory córa nie mogła go znaleźć, oficjalnie uciekł do lasu.
Ja wczoraj robiłem porządki po zimie, zdjąłem pokrywę silnika do czyszczenia i... również znalazłem gołębia :) Albo raczej wióry z gołębia pokryte sporą ilością piór. Dobrze, że się tak wysuszył (i jednocześnie się nie zapalił), bo nic nie było czuć. Teraz będę tam zaglądał regularnie - kto wie, może kiedyś coś tam wciągnie worek z forsą ;)