Napisał
Mati
Pewnego pięknego lutowego dnia, wstałem w bardzo dobrym humorze i nie przeczuwając późniejszej katastrofy (dla budżetu), wsiadłem do mojej Meg II i pojechałem do pracy. Jako, że pracuję w salonie samochodowym to zacząłem od przeglądnięcia prasy (poniedziałek to był więc Auto Szmata i Motor akurat były świeże), później były jakieś mailiki, szmery bajery i nagle wchodzi klient do salonu. Standardowa gadka szmatka, wpakowałem klienta do auta, zaczęliśmy rozmawiać o finansowaniu, podpisaliśmy zamówienie na C5 i klient wypalił: "ale ja chciałbym zostawić auto w rozliczeniu"... Standardowa procedura czyli eurotax w łapkę i pytanie co to za auto. Po usłyszeniu odpowiedzi i spojrzeniu przed salon zaczęłem dziwnie się jąkać, wystąpił silny ślinotok i... już wiedziałem że to cudo musi być moje :) Klient zaakceptował cenę bo nie chciało mu się szukać kupca, a ja z prędkością światła sprzedałem swoją Meg, zadłużyłem się na trzy lata i mogę się cieszyć moją piękną czerwoną GT :)