No to wracając do przenośni: niektórzy wolą co roku polecieć do Rzymu/Paryża/Barcelony/Kairu a nawet pojechać na masaże do Ciechocinka niż pół życia czekać aż będą mogli polecieć do Australii. Im szkoda czasu na czekanie i spalanie się myśląc jaka to będzie wspaniała podróż. Zwłaszcza że nie ma tam nic aż tak ekstremalnie bardziej interesującego niż innych miejscach na ziemi, poza nieuchwytną magią siedzenia 20 godzin w samolocie (chyba że ktoś lubi operę i nie umie żyć bez widoku kangura na żywo).
Ale najgorsze jak ktoś mający takie dziwactwo wmawia innym że to jest recepta na szczęście i powinni myśleć tak jak on. Gdyby podobne proporcje były w segmencie D na korzyść 159 to byś ballady pochwalne tu pisał.