odgrzeję trochę kotlecika. Ostatnio o problemie zapomniałem do dzisiaj jak pierwszy raz przy dojeździe do skrzyżowania obroty spadły tak nisko aż zgasł jadąc wcześniej przy dojeździe do świateł zauważyłem, że obroty sobie falują na wciśniętym sprzęgle góra dól góra dól, jak wrzuciłem na luz i puściłem sprzęgło przestały na następnym skrzyżowaniu dojazd, hamowanie silnikiem i zgasł, więc odpaliłem i co? jak ręką odjął ani razu nie zafalował ani przygasła. Temperatura 3C, wilgotność- spora mgła itd, silnik zimny ,pokonany dystans jakieś 4km do zgaśnięcia, później jakieś 6 specjalnie żeby sprawdzić czy znowu się to zdarzy i nic nawet raz nie przyfalowały. Dla mnie na chłopski rozum wygląda to tak jak by przy pierwszym odpaleniu komputer nie połączył się z jakimś czujnikiem lub uznał go za uszkodzony a za następnym razem już się, że tak powiem skomunikowali.
Nie wiem czy coś takiego w ogóle jest możliwe bo na mechanice tym bardziej elektronice zbytnio się nie wyznaję.
Na koniec dodam :
świece mam nowe
podejrzane cewki wymienione
harmonijka szczelna
wymienione wszystkie węże idące od separatora oleju wraz z nim .
Gdyby rzeczywiście podejrzane było serwo to czemu po ponownym odpaleniu auta problem zupełnie znikł?