Trochę praktyki odnośnie umowy "na Niemca" - wiadomo, że nie jest to legalne, ale spisywanie dwóch umów "Niemiec"-"Sprowadzający"-"Kupujący" jest proszeniem się o kłopoty. Zarówno dla kupującego, jak i dla sprowadzającego. Jeżeli trafi się na upierdliwego urzędnika, to zacznie się dociekanie, dlaczego tak, a nie inaczej, co miał z tego sprowadzający, czy odprowadził podatki, etc. I pojawia się problem z zarejestrowaniem, bo urzędnik zaczyna piętrzyć problemy z powodu nietypowości sytuacji.
Chyba, że koleś ma zarejestrowaną działalność, ale tu znowu kolejna niewiadoma, czy ma na siebie, czy na słupa i robi wałek na VAT. Ale ma być tanio więc albo nie ma, albo robi wałek na VAT.
Z drugiej strony zrozumiałym jest, że kupujący chce być zabezpieczony, pytanie tylko przed czym? Legalność auta można sprawdzić. Stan techniczny również. Wszystko przed zakupem.
Dochodzimy więc do hipokryzji kupujących - ma być tanio, dobrze i z gwarancją. A taniość zazwyczaj z czegoś wynika - z tego, że chłop robi to okazjonalnie i ma z tego tysiaka do budżetu miesięcznie, że auto nie do końca tak wyglądało za granicą, że usterka jest tak poważna, że nie opłacało się jej tam robić.
Dlatego podoba mi się rynek niemiecki (mówię tu o transakcjach z Niemcami) - człowiek powie Ci wszystko co wie, pozwoli sprawdzić co sobie życzysz, ale zaznaczy, nawet w umowie (czy na aukcji), że to sprzedaż prywatna bez żadnej gwarancji. Bo nawet najlepsze intencje sprzedającego nie zapewnią bezproblemowej eksploatacji w przyszłości. I jest to oczywiste.
Po prostu auta trzeba kupować w miejscach pewnych i sprawdzać przed zakupem.