Witajcie
Od kilku miesięcy jestem szczęśliwym (dotychczas) posiadaczem Alfy 156 2.4 JTD 20V '05. Od kupna pod maską mieszkał "świerszczyk", więc przy okazji wymiany oleju, filtrów itp. poleciłem mechanikowi zajęcie się tym tematem. Bella dostała nowy napinacz, rolkę ze sprzęgiełkiem na alternator i nowy pasek wieloklinowy. Świerszcz w sumie zniknął, choć zdarzało się jeszcze usłyszeć pojedyncze piśnięcie...
Minął tydzień i jakieś 500km, aż podczas jazdy (ruszenia ze świateł) usłyszałem takie dziwne wycie zgrywające się częstotliwością z prędkością obrotową silnika. Zdążyłem się zatrzymać pod blokiem, a spod maski wydobywał się dymek i zapach palącej się gumy... Po otwarciu maski jedyne co udało się zdiagnozować to to, że ów dym wydobywa się gdzieś z okolic alternatora (kto widział ten silnik ten wie, że cokolwiek w nim zobaczyć jest ciężko). Co ciekawe oprócz dymu i wycia w pewnym zakresie obrotów nic innego się nie działo, żadne kontrolki się nie świeciły - a akumulator słabe (~13,7V),ale ładowanie miał.
Z myślą o wizycie u mechanika pojechałem najpierw do pracy - objawy dalej występowały, ale do czasu. Gdy chciałem się jeszcze poradzić kilku specjalistów nagle jak ręką odjął nic się nie działo. Długo nie czekając wyruszyłem na test drogowy - wycie ustąpiło. Trwało to jednak tylko kilka minut, bo wracając z "testu" usłyszałem znajomy pogłos - wszystkie objawy wróciły, a po paru minutach kontrolka ładowania się aktywowała... Jasne było, że padł na 100% alternator, więc Alfa trafiła do elektryka. Wymiana szczotek, łożysk i diod - alternator zregenerowany. Zdążyłem odebrać samochód w piątek wieczorem i musiałem jechać w trasę. I tu kolejna niewiadoma, bo niby ładowanie jest, niby dymów nie widać, a w aucie dalej słychać wycie i obudził się świerszcz... Pół dnia wczoraj spędziłem na nasłuchiwaniu silnika - co do świerszcza, wydaje się, że częściej się budzi przy włączonej klimatyzacji; co do wycia najgłośniej jest w okolicach 2 i 4 tys. obr/min. Oczywiście auto ma pełną moc, klimatyzacja pięknie chłodzi - niby wszystko ok... do dzisiaj...
Wsiadam do auta, odpalam, wycofuje z parkingu, wrzucam 1, gaz i sru... auto zgasło. Ok, zdarza się. Odpalam, ruszam i sru... znowu zgasło. Za trzecim razem tylko odpaliło i od razu zgasło... Kolejne próby to już tylko jęki akumulatora...
I teraz pytanie, o co tu chodzi?!
Akumulator wziąłem do ładowania, ale skąd ta nagła niemoc? Gdy alternator padł, akumulator nie miał ładowania samochód był w stanie jeździć, a dzisiaj po prostu gasł. Oczywiście zero kontrolek, żadnych błędów na kompie.
Jakieś pomysły?