Wczoraj Klaudia (Żona) wpadła na chwilę do Mamy. Zostawiła auto na parkingu (Kraków, osiedle Kozłówek).
Po drodze, nasza cudowna GT została uderzona przez jakiegoś @#$%^&*(-).
Straty: wgnieciony, zdarty do metalu tylny błotnik + konkretnie charatnięta felga.
Sprawca uciekł z miejsca wypadku nie zostawiając po sobie śladu.
Generalnie mam dystans do rzeczy materialnych. Bellę 156 wyobijaliśmy z Klaudią niemiłosiernie (nauka jazdy) i nie płakałem.
Ale teraz wielka szkoda GT. Zaangażowaliśmy się w nią emocjonalnie. Zresztą lektura niniejszego forum też mnie pozytywnie nakręciła.
Auto w swojej historii miało 0 usterek i napraw blacharskich. Przez brak wypadków większych i mniejszych zapłaciłem sporo więcej za auto. Tak, iż chwilowo nie starczyło na AC. Jest - póki co - tylko OC.
Poradźcie, co w takim wypadku zrobić?
Zgłosić na policję? (Być może na parkingu osiedlowym jest monitoring?)
I czy jest szansa naprawić auto z OC?
Na dodatek mam wrażenie, że teraz tylne koło lekko bije. Prawdopodobnie felga została skrzywiona.