Witam Kolegów.
Chciałem opisać przykre wydarzenie jakie spotkało mnie wczoraj.
Otóż wracam sobie z wakacji, wszystko idzie bezproblemowo a tu nagle na 3428 kilometrze wakacyjnej trasy silnik zaczyna stukać, a samochód traci moc. Zgasiłem Alfę, otwieram maskę widzę dym spod pokrywy głowicy i śmierdzi jakby jakieś kable się paliły. Odpalam samochód a on zaczyna pracować jak diesel, nierówno, trzęsie i powoli wchodzi na obroty. Wygląda na to że pracuje na dwóch cylindrach, a dodatkowo daje się słyszeć metalowy stuk ze środka silnika. Sytuacja miała miejsce na słowacji, 200km od domu, na sporym podjeździe. Jechalem normalnie, bez katowania, temperatura silnika 80 kilka stopni. Dwa dni wcześniej przejechałem o wiele większe góry w Rumunii, więc nie podejrzewam że awaria spowodowana była dużym obciążeniem silnika. Zorganizowałem lawetę z Polski i zamiast być w domu na 17, dotarłem na 7 rano. Do mechanika dopiero w poniedziałek. Czy ktoś z Was miał taki przypadek? Co mogło się zepsuć?
Pozdrawiam