Ostatniego czasu wybrałem się do Niemiec (Ingelheim Am Rehn) to jest 970 km od mojego domu.....
Na miejsce dojechałem bez żadnych problemów na jednym baku....
Po przyjeździe zauważyłem że z okolic silnika dobywają się jakieś dziwne dźwięki..... myślę sobie że to pasek mikro - w końcu miałem założonego gatesa Pozostawiłem autko poszedłem do rodziny Na drugi dzień normalna jazda tam po mieście - odgłosy jakby się nasilały
Na trzeci dzień godzina 14 wyjazd do polski Ja z żoną alfa zapakowana wyjeżdżamy po pożegnaniu z rodziną po jakichś 300 metrach jazdy krrrrrrrrwrrrrrrrr etc z okolic silnika Gasze silnik staje otwieram maskę a tu się okazuje że.....rozleciało się sprzęgiełko jednokierunkowe alternatora i dupa koniec jazdy Wkur....wiłem się masakrycznie na alfę - tydzień wcześniej na trasie padł czujnik położenia wału......
Wszyscy do mają 2.4 wiedzą jaki jest dostęp do alternatora - jednym słowem NIE MA DO NIEGO DOSTĘPU
Ale dalej ... wyciągnąłem nóż ze schowka obciąłem pasek i z powrotem pod dom w niemczech..... oczywiście bez wspomagania (ledwo co da się ukręcić kierownicą) Podjechałem do mechanika innym autem i pytam o sprzęgiełko gość mówi keine problem z bananem na twarzy No to zawiozłem mu autko i zostawiłem do rana. Rano zajeżdżam około 10 a gość mówi że lightmaschine kaput.... (to wiedziałem od razu) Potem mówi że nowy alternator 500 ojro + robocizna i auto 3 dni na podnośniku..... No to jadę do ASO Fiata - tam alternator 360 ojro po regeneracji (jak dla mnie za drogo) Objechałem jeszcze ze 3 auto złomy i w każdym mi mówią że to za nowe auto (2002) Mówię że biorę auto (temu mechanikowi) on mi mówi że najdalej to z 50 km tak ujadę........
Oddał mi kluczyk i obudowę z pod silnika - którą odkręcił (musiałem ją sam przykręcać na ulicy bo on nie był łaskaw)
Wziąłem żonę podjechaliśmy do REAL-a kupiłem dodatkowy akumulator 74 Ah włożyłem go do bagażnika (mocowanie starego odkręciłem i przygotowałem się do szybkiej wymiany na autostradzie) Padła decyzja jedziemy (godzina 14) Wyjeżdżamy na autostradę i zapitalamy (bez wspomagania i ładowania) auto jedzie normalnie. Po 200 km zaczął padać deszcz więc następne 150 w deszczu. Po 380 km pojawił się komunikat VDC Failiture(aku już zesłabł) po kolejnych 10 oświeciła się poduszka a po kolejnych 5 jak włączyłem wycieraczki auto zgasło. Pas awaryjny szybka wymiana akumulatora i dalej jazda...... Na drugim akumulatorze tym z REAL-a (Giga Vat 74 Ah 580 A za 99 eutro) przejechałem równe 500 km (dojechałem do Opola - obwodnica zamknięta bo powódź jechałem przez centrum cały czas bez świateł)
Zaczęło się robić ciemno więc włączyłem światła (po 490 km jazdy na akumulatorze bez ładowania) Po następnych 10 km aku się rozładował. W tym momencie miałem 57 km do domu (z końca Opola do Lublińca właśnie tyle jest) Była godzina 21 zadzwoniłem po brata podjechał z innym akumulatorem (starym tym co był jak kupiłem Alfę) zapiąłem go odpaliłem zaświeciłem światła i dojechałem pod dom.
910 km jechałem bez świateł i bez wspomagania.....kolejna awaria alfy w trasie Tym bardziej jestem zażenowany iż w alfie wszystko jest robione we wskazanym czasie (rozrząd i pasek mikro miał dopiero 3 tyś km - jak była wymiana nic nie wskazywało na uszkodzenie żadnych rolek etc...)
W tej chwili auto jest rozebrane - wyjęcie alternatora zajęło mi 30 minut ( z kanału bez odkręcania półosi) Sprzęgiełko rozleciało się na 2 części
Przy okazji wyjęcia alternatora założyłem nowe łożyska zakręciłem nowe sprzęgiełko teraz czekam na nowy szczotkotrzymacz bo stare szczotki mają już około 1,5 cm więc przy okazji i je wymienię.......
Jakoś zajechałem.... kolejny raz pomógł brat z niezawodnym golfem mk3 tdi.......
Morał z tego taki że na jednym (nowym) w pełni naładowanym akumulatorze da się przejechać przy wyłączonych wszystkich odbiornikach 500 km
Pierwszy akumulator to BOSCH Silver S5 74 Ah 680 A
Drugi akumulator to Giga Vat 74 Ah 580 A
Trzeci na 50 km to jakiś no name......