Witam. Niestety stało się coś czego się obawiają wszyscy po ulewach... Musiałem jechać w nocy w deszczu, nie miałem wyjścia, przejeżdżałem przez dużą kałużę, głębokość trochę powyżej wysokości opony. Jadąc na pierwszym biegu, niestety w pewnym momencie dałem za mało gazu i Alfa zgasła przez opór jaki stawiała woda, próbowałem uruchomić kilka razy i zapalają się normalnie wskaźniki ale słychać że rozrusznik nie kręci. Podejrzewam że nawet gdybym dojechał do domu to pewnie już bym nie odpalił też. Zepchnąłem na parking, to było tej nocy, dziś już kałuży nie ma ale auto niestety tak samo, cisza. Nie mam doświadczeń z zalanymi autami, wygląda to na elektrykę. Silnik aż do zgaśnięcia działał normalnie jeśli chodzi o dźwięki i moc. Auto ma osłonę pod silnikiem z tworzywa, kupioną kilka miesięcy temu ale niestety w takim przypadku nie pomogła. Wskaźniki działają prawidłowo. Na pewno trzeba auto zabrać bo obawiam się próbować uruchamiać. Mam jeszcze pytanie, jak bezpiecznie ją teraz holować, jeszcze nie przyglądałem się w którym miejscu dokładnie zaczepić linkę holowniczą bo zaczep z przodu jest chyba schowany? Proszę o porady od czego zacząć sprawdzanie, czy to zalany rozrusznik czy coś więcej, jak i co sprawdzić, co zrobić, co trzeba czyścić oraz czy jest szansa na uratowanie auta? I jeszcze jedno pytanie, wyjeżdżam teraz na urlop na tydzień, czy dobrym pomysłem będzie zostawić auto w otwartym garażu z podniesioną maską i odłączonym akumulatorem na ten tydzień jak radzi kolega a później działać licząc na to że do tej pory wyschnie, druga jego podpowiedź to taka że po prostu zalało rozrusznik, możliwe?