
Napisał
Tomek_KRK
Panowie - kto sobie raz wycieczkę za granicę zrobił w poszukiwaniu "okazji na placu" to będzie wiedział, jak takie okazje wyglądają. I ludziom się ze zdziwienia oczy robią wielkie jak piłeczki pingpongowe, że auta w Niemczech przy salonach mają ceny c.a. 30% wyższe niż takie samochody w Polsce - a gdzie akcyza, gdzie koszty transportu, itp. Na placu u Turka samochód, który jest ŁADNY, będzie kosztował c.a. 10-15% więcej, niż takie auto w Polsce. Wyjątki to:
- auta odpicowane pod sprzedaż, będące technicznymi wrakami
- auta z nawalonym przebiegiem rzędu 300-350 tysięcy kilometrów
- auta po wypadkach (często wstępnie już wynaciągane, żeby uzyskać wyższą cenę).
To są realia w Niemczech - w końcu jeździ do nich cała Europa Wschodnia, bo to jest od lat mityczna kraina z tanimi i dobrymi samochodami.
W praktyce ktoś, kto już wydał kasę na wyjazd do Niemiec, kupuje tam byle ścierwo, żeby toto tylko jakoś wyglądało, tłumacząc sobie, że "przynajmniej wie co ma". To "wie co ma" to najczęściej auto z wysokim przebiegiem, który zaraz po wjeździe do Polski jest korygowany, żeby sąsiedzi się nie śmiali, że wyjazd był o kant d... rozbić. I potem nie wypada też narzekać, że takie wyjazdy to jest nieporozumienie - bo pół wsi by się śmiało - więc w ten oto sposób podtrzymywany jest mit o niemieckich, tanich samochodach, które rozdają tam za darmo na prawo i lewo.
Osoby nie związane z rynkiem samochodowym, wybierające się samodzielnie po zakup auta w Niemczech, mają więc już na miejscu dwie opcje (jeśli chcą kupić auto naprawdę dobre):
- kupują w komisie przydealerskim, godząc się na "przepłacenie", otrzymując w zamian coś, co nadaje się do bezproblemowej eksploatacji
- wracają do domu i szukają auta w Polsce, bo zakup u Turka jest jak rosyjska ruletka
- cudem udaje im się kupić auto bezpośrednio od właściciela we w miarę sensownej cenie.
Opcja ostatnia jest o tyle mało wiarygodna, że w Niemczech rynek aut używanych w gruncie rzeczy niczym się nie różni od polskiego. Tam też jest grono handlarzy, przeczesujących ogłoszenia i okolicę w poszukiwaniu ładnych i tanich aut (jak na tamtejsze realia). Nie ma się co łudzić, że auto, które właściciel wystawił na mobile.de i które było atrakcyjną ofertą, długo będzie gościć na łamach tego serwisu - nie mijają 24 godziny, a już śniadzi koledzy zasuwają autem na swój plac. Z czegoś w końcu trzeba żyć. Także przestają dziwić historie typu zaginięta lub podmieniona książka serwisowa, mocno cofnięty przebieg, itp. zjawiska, które zarówno tam jak i u nas są zakrojone na szeroką skalę.
Bardzo popularne na zachodzie jest od lat kupowanie aut poleasingowych. Są to samochody z wiarygodnym przebiegiem (firmy leasingowe w życiu nie będą się bawiły w korekty liczników) i najczęściej zakup może być dokonany tylko przez osoby "z branży" (wymagany jest stosowny wpis w działalności gospodarczej). Dlatego tam można kupić TANIO, jeżeli jest się komisem/dealerem. Auta potem trafiają na plac i dokładana jest do nich marża - i też nie łudźcie się, że niemiecki handlarz dokłada do auta 500 Euro. Marże na poziomie 2000 Euro nie są niczym dziwnym. Przy czym dziwnym trafem firmy leasingowe w Niemczech mają takie ceny odsprzedaży, że większość z Was by się wywróciła widząc, ile niemiecki salon lub niemiecki komis jest w stanie zapłacić za ŁADNY i technicznie sprawny samochód. To są ceny conajmniej o 15% wyższe, niż adekwatny egzemplarz z Allegro (z rzekomo wiarygodnym przebiegiem i bezwypadkowy).
Jakim więc cudem opłaca się w Niemczech taka działalność? To proste. Auta ŁADNE i drogie kupują Niemcy. Dlatego nawet te z ofert firm leasingowych znajdują nabywców (pomimo teoretycznie wysokiej ceny). Na zachodzie nabywcy już się nauczyli, że zakup samochodu to jedno, a jego utrzymanie - drugie. I w obecnych czasach doprowadzenie do kultury zarżniętego turbodiesla może bardzo mocno przetrzepać kieszeń. Auta pozostałe jadą na eksport.