Mam swoją Alfinkę od kwietnia tego roku, w tym czasie zrobiłem nią już 40 tys. km, ale wymieniałem w niej już takie rzeczy, o których w innych autach ludzie nawet nie słyszeli, że trzeba coś takiego robić.. Po kolei poszło: wysprzęglik, tydzień później sprzęgło, koło dwu-masowe, wahacze przednie górne, stabilizator, tarcze przód, tył (no to akurat w każdym aucie trzeba) fotel kierowcy (!!!!!!!) bo był krzywy, stabilizator silnika, łatałem kostkę pod fotelem od airbag'a, tapicerkę bagażnika, siłowniki podnoszenie klapy bagażnika, teraz szykuje się termostat, bo auto wogóle się nie nagrzewa, rozrząd, świece żarowe, ABS i kto wie co jeszcze wyjdzie... Do tego jeszcze malowałem ją bo mi się stary lakier nie podobał, bo był strasznie zniszczony...Koszt tych zabaw przekroczył dwukrotnie wartość auta, przecież to jest jakaś paranoja! Jest ładna, wyróżnia się z tłumu, fajnie się prowadzi, ale... Nie wiem, próbuje się na siłę przekonać, ale coraz mi ciężej.. :roll: