Opiszę historię od początku aby możliwie w pełni przedstawić rzeczywistą sytuację.
Mam 166 3.0V6 z instalacją brc sequence 56 i reduktorem Genius Max. Instalacja lata od wielu lat (ma już ponad 10 i wiosną dawałem nowy reduktor oraz wszystkie filtry) i nic się nie dzieło. Nic, choć odkąd ją mam często był problem na maksymalnych obrotach (kick down) że przełączał na benzynę. Ponoć "tak mi mówiono" że to tak celowo. Choć sam zauważyłem że wcale reguły nie było.
Dwa tygodnie temu niestety zaczął mi piszczeć reduktor (piszczenie ustawało dopiero po dłuższej chili po wyłączeniu gazu) i chyba jednocześnie zaczęły się problemy z odpalaniem na ciepłym. Tak więc udałem się na diagnostykę. Koleś po wysłuchaniu tej samej historii co tu opisałem odpiął wężyk podciśnienia i zdecydowanie stwierdził że reduktor przepuszcza gaz na podciśnienie. Prowadząc z nim jeszcze chwilę rozmowę wszystkie jego argumenty wydały mi się sensowne i za jego radą reduktor musiał być zregenerowany. Pytałem co i jak. Gość był pomocny i wcale nie protestował jak oznajmiłem że sam to zrobię. Tak też się umówiliśmy. Zastrzegł jedynie że te reduktory często erodują wewnątrz i nadają się na śmietnik. W domu rozkręciłem reduktor przede wszystkim żeby zdiagnozować tą korozję. Otworzyłem wszystko i poza dwoma tyciutkimi nadgryzieniami nic nie znalazłem. Po prostu na jednej połówce przy krawędzi kanału wodnego w dwóch miejscach na prawdę niewielka chropowatość się pojawiła i to jeszcze na powierzchni która jest dużooooo większa i uszczelka z łatwością uszczelniała i dociskała na pozostałej części gładkiego korpusu. Po po prostu moim zdaniem te dwa malutkie miejsca nie mogły mieć wpływu na szczelność układu.
Poniżej prowizoryczny szkic z fragmentami dwóch kanałów i na czerwono punkty gdzie miała miejsce ta śladowa korozja. Przy czym te czerwone miejsca są i tak mocno przesadzone w stosunku do rzeczywistości. Kto rozkręcał to wie o co chodzi.
A więc decyzja o zamówieniu zestawu naprawczego i do dzieła. Reduktor cały wyczyszczony i wszystko wymienione. Sprzęt zamontowany i jadę do gaziarza. Po 2h walki gazownik stwierdził że coś jest nie tak. Nie da się nic ustawić. Ciśnienie skacze, nadal problem z odpalaniem i reduktor piszczy jak dostaje gaz.
I teraz pytanie do znawców. Ja coś spieprzyłem czy reduktor faktycznie nie da się zregenerować. Piszę tu bo gazownik wzrusza ramionami i nie potrafi mi doradzić (poza kupnem nowego max`a). Generalnie gazownik wydaje się spoko bo za pierwsza wizytę nie wziął nic a jeszcze doradził. A za ostatnie męczenie tylko 30zł. Gazownik twierdzi że mogłem coś spieprzyć i mogę oddać im do regeneracji (ale okazuje się że już nie sam reduktor jak wcześniej tylko mam zostawić całe auto). Ale zastrzegł że to wcale nie musi rozwiązać problemu i ostatecznie będzie trzeba i tak kupić nowy. To mnie nie satysfakcjonuje bo jakbym nie chciał oszczędzać to od razu kupiłbym nowy. A oni twierdza że jest ryzyko wybulenia na regenerację 450zł i jeszcze może ona być bezskuteczna. I co teraz? Kłamią?
Co mogłem zrobić źle? Koszt zestawu jest śmieszny (120zł) i moge kupić drugi i poprawić operację. Ale co? Jakieś pomysły? Ja nie napotkałem tam żadnych trudności. Co można schrzanić? Co dalej robić?
Gdyby nie to że to reduktor piszczy (sprawdzane stetoskopem) to powiedziałbym że problem nie leży w ogóle w reduktorze skoro regeneracja nie przyniosła żadnych zmian. A tak to jestem zbity z tropu i absolutnie nie mam nowego.