Witam forumowiczów,
od kilki dni przeczesuje internet i niestety się skończył, w tym czasie Alfa 145 (930) 2.0 TS stała u mechanika szukającego awarii.
Historia:
Spostrzegłem niski stan oleju, na skraju bagnetu - nie jeździła tak długo - ale jeździła. Stan oleju szybko uzupełniony. Ale pojawił się problem, w okolicach 3-4 tys. obr. silnik zaczął nieładnie dość głośno klekotać. Na niższych obrotach nie było nic. Aż nagle po przejechaniu 25-30 km zaparkowałem, a że nie przekraczałem obrotów to lekko docisnąłem gaz i.... zgrzytnęło, silnik zgasł... - moje podejrzenia - panewka.
Co dalej:
Auto na drugi dzień odpaliło - głośno (naprawdę głośno) klekotając, szybko zgasiłem.
Po kilku dniach przyjechał znajomy teścia odpalili - auto odpaliło normalnie, nic nie klekotało, ale jak dodał gazu zaczęła grać orkiestra - głośny klekot.
I teraz punkt kulminacyjny:
Dzwoni mechanik, że zawory i popychacze całe, rozrząd cały, żadnych widocznych awarii. Jak również od dołu, korbowód, panewki nie budzą podejrzeń. Aczkolwiek nie dam wiary w jakim stopniu rozkręcił motor - obstawiam że pokrywkę zaworów i miskę - ale to tylko moje szacunki. Nie mówił.
Sugestie? Czy aby cokolwiek szacować nie obędzie się bez rozbiórki motoru?
Pytam, bo może ktoś spotkał się z podobnym zjawiskiem i wie co te silniki bolało.
A szkoda auta bo mimo 21 lat blacharsko ma się ok., wnętrze igiełka, nowe sprzęgło...