Czekałam dziś na parkingu naprzeciw rynku Manhattan przy Staszica. To, co widziałam, przyprawiło mnie o dreszcz i refleksje.
Zaraz za zjazdem z ronda jest miejsce, gdzie kiedyś były pasy. Staruszka o promiennym uśmiechu postanowiła sforsować ulicę i przejść na przystanek autobusowy. Nie widziala i nie słyszała nadjeżdżającego wcale nie z zawrotną prędkością BMW. Nie słyszała też klaksonu tylko dreptała dalej. Nie przeszkadzał jej klakson ani zbliżająca się sylwetka auta. Aż do chwili, kiedy uderzona w głowę – bo była pochylona – poturlała się po asfalcie a jej okulary zatoczyły łuk w powietrzu i upadły daleko z przodu. Pisk hamulców i cisza. To odruch, że się biegnie, podnosi, sadza na murku, udziela pomocy. Nie ja jedna ruszyłam w jej kierunku…. Kierowca BMW zawiózł ją do szpitala, pan z naprzeciwka schował komórkę uspokojony, że babcia jest w poważnych i odpowiedzialnych rękach (przyznam szczerze – kierowca BMW zachował się pomimo ogromnego zdenerwowania naprawdę w porządku…), a ja zostałam w tym miejscu z obrazem zdarzeń przed oczami… I wciąż widząc babcię turlającą się jak worek kartofli, odbijającą się od samochodu, jej okulary przecinające powietrze, jej niezdarne, wypowiedziane w szoku słowa patrzyłam jak kolejne osoby przeciskają się przez ulicę – byle szybciej, byle na przystanek…. Przez 20 minut naliczyłam takich odważnych 12!!!
UWAŻAJCIE w tym miejscu!!! Zanim używanie kładki za rondem zacznie być czymś normalnym, minie sporo czasu. Staruszkowie (pewnie nie tylko) starym zwyczajem będą chcieli przejść tam, gdzie zawsze, tam, gdzie nie ma schodów….
A jeśli znacie podobnie niebezpieczne miejsca, napiszcie, chętnie przeczytam ostrzeżenie, bo nie chciałabym być na miejscu tego kierowcy BMW….