Nawet mi się nie chce komentować tych wewnętrznie sprzecznych wynurzeń dla niby "nie-naukowców", co podkreślono na samym początku, a co ma od razu czytelnika utwierdzić w przekonaniu, że on jest gorszy i nic nie rozumie, więc trzeba mu wytłumaczyć jak debilowi. I najlepiej zastosować kilka erystycznych technik, rzucić kilka liczb, które same w sobie może robią wrażenie, ale jak uważnie przeanalizować, to już nie. Ale na niektórych to zadziała.