Witam
Temat jest taki. Wczoraj wieczorem szwagier postanowil sprawdzic w swojej 156 1.6 TS na niemieckiej autostradzie ile fabryka dala i wycisnal wiecej.Auto bez LPG, od zawsze na benzynie.
Z wywiadu telefonicznego dowiedziałem się, że miał na piątym biegu w okolicach 6000 obrotow (raczej wiecej niz mniej) pod lekkie wzniesienie, zaczal mu nierowno chodzic nagle (obstawiam na odcinke), po czym po ok 3 minutach jazdy na najwyzszych obrotach silnik zaczal slabnac coraz bardziej, mimo ze szwagier dodawal gazu, puścił konkretnego dyma za soba i z takim dymem jechal az auto oslablo na tyle ze musial zatrzymac sie na autostradzie. Silnik ponoc odpala ale chodzi jak diesel i okropnie kopci. Skończyło sie na holowaniu do Polski. Bede jechał holowac alfe - w domysle mam ja zrobic. I teraz rozpoczyna sie problem, musze pokonac jakies 800 km (w takiej odleglosci od siebie mieszkamy) i nie wiem co bedzie lepsze. Czy dac szanse silnikowi i jechac go zreanimowac, ewentualnie wrocic sie po silnik. czy postawic na nim krzyzyk i tu pojawiaja sie 2 opcje, wyjas cilnik z 1.8 TS i jechac z silnikiem w bagazniku lub jechac juz druga alfa z tym ze 1.8 TS i na miejscu przekladka. Tylko takim silnikiem teraz dysponuje i to w chwili obecnej jedyna opcja jesli silnik trzeba bedzie zmienic.
Chcialbym uniknac sytuacji ze pojade z drugim silnikiem a okaze sie ze tamten jest do odratowania, choć ja zakladam ze nie ma juz co ratowac po takim przekreceniu.
I to jest najwiekszy zgryz. Nie ukrywam, ze przekladka z 1.6 na 1.8 srednio mi sie usmiecha, bo przelozyc musze wszystko, nie tylko sam silnik.
Czy ktos juz mial podobny problem, co w silniku sie wtedy posypalo, etc?