W punkt. Koło pasowe, rozwulkanizowane. Wymiana, nowy pasek. Godzina roboty... Iiiii tu zaczyna się robić dziwnie.
Nawet odpaliła na chwilę. Raz. Dziwna praca silnika, jakiekolwiek ciśnienie na turbinie od circa 3500 obrotów, brak mocy, dziwny klang. Potem już strzeliła focha na stałe. O o
Jak już wspomniałem, wirnik w turbinie ledwo się rusza, poza tym tak jak niektórzy zauważyli na fotach z okolic paska klinowego to rzeczywiście nie olej, tylko resztki z koła pasowego, natomiast pod turbiną jest pełno prawdziwego, nieudawanego oleju. Silnik był myty parę miesięcy temu i było idealnie czysto.
I teraz pytanie, czy turbiną i koło pasowe mają na siebie jakiś bezpośredni wpływ mogący doprowadzić do jednoczesnej usterki?
Czy też oba elementy (zdaje się oba nigdy nie wymieniane) postanowiły - po 150k kilometrów i 10 latach razem - jebnąć w tym samym momencie, jak jakieś mechaniczne wersje Romeo i Juli? Zawsze miałem pecha, ale to byłby już taki poziom że po drodze piorun musiałby jeszcze mnie trafić i dom stanąć w płomieniach.
Na dodatek znajomy który że mną ją odpalił jest przekonany że chodziła tylko na 3 cylindry... Ja natomiast zauważyłem że w tym czasie ( silnik chodził może z 20 minut, plus 200 metrów przejażdżki) Wskaźnik paliwa spadł o jedną kreskę.
A I podłączyliśmy komputer. Żadnych błędów.
Psychozy tu zaraz dostanę.