Auto stało sobie tydzień pod domem, najprawdopodobniej dobrała się do niego łasica czy inne gówno (bo znalazłem chleb pod maską, a w drugim samochodzie coś przegryzło przewód hamulcowy - też dobrze, że się w miarę szybko skapnąłem, bo mi pedał hamulca wpadł do ziemi zaraz po wyjechaniu z posesji xd).
Wsiadłem sobię, szczęśliwy szykując się na sylwestra, wyjechałem z podwórka, jeszcze wtedy nie odczułem, że coś jest nie tak, wyjechałem na publiczną drogę, skręciłem pod górkę, bieg numer 1 wrzucony, gaz do dechy - auto nie jedzie.
2000 obrotów maks, turbina doładowuje maksymalnie 0.5 bara. Domyślam się, że jest w check engine, ALE!
1. Po pierwsze, na zegarach Check Engine się nie wyświetla! Nie wyświetla się żaden błąd, ostrzeżenie, nic.
2. Zapala i pali normalnie, tak jak palił od wieki wieków (co prawda, akumulator jest do wymiany), nie dymi, nie stuka, nie trzęsie budą.
3. Pedał gazu na postoju, na luzie, auto dalej kręci do maksymalnie 2000 obrotów.
4. Nie ma błędów w pamięci! OBD mi normalnie odczytuje parametry pracy silnika, doładowania etc. nie mogę zczytać błędów (komunikat "brak zapisanych błędów w pamięciu ECU") ani ramek - a to już jest nie możliwe, bo nie działa mi czujnik cofania, więc chociaż jeden błąd powinien być, zwłaszcza, że kiedyś nie miałem problemów tych błędów zczytać (tak się właśnie dowiedziałem, że lewy-tylni czujnik padł).
5. Ściągnięcie klemy z akumulatora nie ściąga problemów nawet na sekundę, a to już jest bardzo dziwne.
W zeszłym tygodniu, ruszając na parkingu (wrzucona jedynka, powolne puszczanie sprzęgła), usłyszałem przez chwile dziwny, bardzo głośny, metaliczny stukot - podejżewam, że pada dwumasa albo sprzęgło, z tym, że oprócz tego jednego przypadku nie ma innych objawów (przeprowadziłem wtedy test dwumasy, poruszanie się z prędkością 50kmh, bieg wrzucony numer 6, but w podłogę - cisza, na postoju z wciśniętym hamulcem, powolne puszczanie sprzęgła z wrzuconym drugim biegiem - też bez żadnych stukotów).
Jakieś porady? Zczyta mi te błędy ktoś inny?