Tak w sumie podzielić się z Wami chciałem, krótkim opisem mojej niespełna półtorarocznej, początkowo wielkiej miłości do auta, która w ciągu ostatnich 3 miesięcy zaczęła przeradzać się w zgoła inne uczucie.
W zeszłym roku nabyłem 200-konną ślicznotkę, z w miarę małym przebiegiem 110tys km, ładnie utrzymaną. Wymieniony rozrząd itp generalnie w miarę kolejnych dni za kółkiem coraz większy banan na twarzy i moja miłość do niej rośnie wykładniczo z każdym dniem, aż żona zaczyna być zazdrosna, że bardziej kręci mnie Alfa...
Zrobione jakieś 20tys km i pomijając drobnostki w stylu podnośnika szyby, awarii anteny GPS, czy awarii czujnika parkowania, które można przeżyć jest świetnie. Po ok 30tys km przeze mnie przejechanych pada termostat. Czytałem i tu (za bardzo się nie udzielałem, raczej czytałem), że się zdarza... no dobra parę stów, naprawiony.
Alfa jeździ super, wymiany oleju, filtrów itp itd, miłość kwitnie. Latem zaczynam mieć wrażenie, że brakuje jej dołu, nie zbiera się odtąd co trzeba i przenosi drgania na kierownicę... Diagnoza - kolektor i lejący wtrysk. Co robić, trzeba naprawić, bo w końcu ślicznotka ma jeździć na cacy. Kolektor zrobiony, klapy usunięte, EGR przyślepiony, potem wymieniony wtrysk. Niby się zbiera ciut lepiej, ale drgania są. Może ten typ po prostu tak ma, w końcu diesel trochę trzęsie.
W międzyczasie wyjazd na wakacje. W drodze powrotnej słyszę chrobot przy włączonej klimie. Jakoś dojechałem do domu, znowu w trasę tym razem służbowo, parę dni w aucie i powrót. Pochrzęściło i klima nie działa. Werdykt - sprężarka, parownik i nieszczelności na chłodnicy klimy... Moje uczucie przybiera ambiwalentny stosunek, niby dalej kocham i płaczę płacąc, ale wewnątrz mnie coś się zaczyna buntować. Przy okazji jeszcze wyskakuje drobnostka - blokujące się koło i linki od ręcznego. Następny czas pokazuje, że jeszcze trochę muszę znieść.
Odzywa się kolektor wydechowy, szpilka... Muszę Alfą parę dni pojeździć zanim zostawię do naprawy, cóż taka praca, że auto non stop potrzebne. Wyskakuje błąd bodajże czujnika ciśnienia różnicowego. Po diagnozie, że czujnik się psuć może, aczkolwiek rzadko, błąd skasowany, potem znowu wychodzi. Będę robić kolektor, czujnik. I oto jeszcze pojawia się chrobot przy półsprzęgle i pisk przy całkowicie wciśniętym sprzęgle. No tak, sprzęgło i najprawdopodobniej dwumas. Jakoś tłumaczę sobie, że przy 160tys km sprzęgło może paść, dwumas też... Ból przepełnia serce a portfel już dawno przestał być z gumy... cóż, żeby jeździć trzeba zrobić. W ciągu kilku dni ustalam kiedy, co, jak, za ile, aż tu nagle silnik odmawia posłuszeństwa, przestaje działać. Nie daje się odpalić, nie kręci. Auto lawetą i czekam na wstępny wyrok... Silnik jednak nie rusza. Nienawiść, rozpacz, żal... Gdzieś w głębi mam cichą nadzieję, że jednak jest jeszcze do uratowania.
Teraz czekam na dokładną diagnozę po sprawdzeniu i wymontowaniu wszystkiego... Dzień sądu już blisko...![]()