Beknąć za ten pat powinien ten, który podpisał papier, że auto nadaje się do naprawy, czyli rzeczoznawca ubezpieczyciela, a z drugiej strony Viamot też nie lepszy bo tego nie zakwestionował...
Pozdrawiam.
- Rafał
Printable View
Alces, całkowicie odwróciłeś role, rzeczoznawca/likwidator ubezpieczyciela robi oględziny stanu samochodu, który widzi, zawsze w ocenie wpisuje klauzulę, że gdyby zakres naprawy się zmienił w miarę prac rozbiórkowo/diagnostycznych, konieczna będzie dodatkowa ocena. Po tym rzeczoznawca sporządza kosztorys naprawy i weryfikuje go z kosztorysem sporządzonym przez serwis, jeśli ten, zakładający "przywrócenie auta do stanu sprzed wypadku", nie przekracza granicy szkody całkowitej, ubezpieczyciel zatwierdza kosztorys.
sęk w tym ,że auta wcale nie musiał oglądać jakis rzeczoznawca...Są firmy, które maja podpisane umowy z ubezpieczyćielami ( np.ta w której pracuję), że oględziny i wycenę przeprowadza pracownik blacharni...Potem przesyła kosztorys do ubezpieczalni, która to weryfikuje na podstawie zdjęć (sic!). Tak mogło być w tym przypadku...
Jest dokładnie tak, jak piszesz, rzeczoznawca/likwidator nie musi być przecież pracownikiem ubezpieczyciela, ale świadczyć na jego rzecz usługi, a to oznacza, że na podstawie umowy podejmuje decyzję z upoważnienia i w umieniu ubezpieczyciela, czyli jeśli sporządził takowy kosztorys i nie przewyższał on bariery szkody całkowitej, to oznacza, że serwis podjął sie wykonania naprawy w określonych kosztach.
Wszyscy macie racje tylko w tym przypadku wychodzi na to, ze wycene zanizono po to, aby auto na sile naprawic. Zobaczymy co ustala dodatkowe ogledziny bo wyprzec sie tego, ze auto ma geometrie poza norma, nie moga. Sami to zreszta stwierdzili na swoim sprzecie do pomiarow.
Racja, we wcześniejszym swoim wpisie, chodziło mi o to, że być może będziesz miał sprzymierzeńca w dochodzeniu swego i jeśli serwis nie będzie chciał sprawy załatwić polubownie, co znaczy chyba jedynie, że zakupią nowy samochód, to sprawa trafi do sądu - o wynik byłbym spokojny, tyle tylko, że to trochę potrwa.
Serwis poszedł po prostu po bandzie, bo jeśli jest tak, że samochód trzeba ciągnąć, to, tak jak pisałeś, tracisz gwarancję, czyli serwis może naprawić samochód tracąc gwarancję, ale doprowadzając go do sprawności i np. sprzedać, ale dziwię się, że go po prostu nie "pociągnęli", doprowadzając auto do sprawności, nikogo o tym nie informując, bo wówczas nikt by o niczym nie wiedział.
Nie pociagneli dlatego, ze to niemalo kosztuje, a wtedy zarobek bylby mniejszy (PZU by tego nie "zasponsorowalo") ... proste :)