Witam wszystkich forumowiczów. Jak się już w miesiącu czerwcu chwaliłem kupiłem sobie znowu alfę (po tym jak mi szwagier rozbił poprzednią). Ogólnie nie miałem w planie zakupu samochodu w najbliższym czasie bo chciałem odłożyć więcej kasy i kupić jakąś fajną 156. Ostatnimi czasy ciągle pracuję za granicą (Holandia) więc tu gdzie pracuję odwiedzałem komisy, w tym kraju nie ma specjalnie tanich i dobrych aut (nie to co Niemcy), ale i tu się czasami coś trafi. Co kilka dni odwiedzałem komis który był po drodze do pracy. Stały tam dwie 156 nawet fajne, ale pewnego pięknego dnia zobaczyłem bordową 146. Oglądnąłem z każdej strony, nie bita, zadbana ,wygląd ogólny bardzo dobry jak na ten rocznik, w środku też ok 4x elektryczne szyby, klima, tapicerka nie zniszczona, silnik taki jak chciałem 1.7 Boxer. Odpaliłem bez problemów podniosłem maskę zaglądam do środka wszystko ok ale coś stukało w prawym cylindrze przednim, po za tym klima wymaga sprawdzenia bo brak pasków napędzających.
Zadzwoniłem do żony przedyskutowałem cena była dobra więc postanowiłem wziąć (koledzy mówili że od razu wiedzieli że ją wezmę, choć ja nie miałem takiej pewności). Jako że miałem jeszcze trochę czasu do zjazdu do polski dogadałem się że auto będzie stało na komisie a tydzień przed zjazdem je zabiorę. Po odbiorze pierwsze co zrobiłem to pojechałem na najbliższą stację i zatankowałem do pełna i tu czekała mnie pierwsza niespodzianka, zawsze leję po korek i tak było tym razem tylko że :
- ok 2 litry paliwa wylały się na ziemię jak by dziura była;
- do baku weszło 65 litrów;
od razu wróciłem do komisu ale tam mi gościu powiedział że wszystko ok i że to odpowietrznik (tylko ze w poprzedniej takiego czegoś nie miałem że po wyjęciu pistoletu z wlewu paliwa to wylewało się jak by w baku była dziura). Myślę dobra może przesadziłem wróciłem do domu, a auto zostawiłem na parkingu. Na drugi dzień wsiadam do auta odpalam i chodzi (nadal słychać stukanie w silniku), na desce rozdzielczej niespodzianka wskaźnik paliwa pokazuje 0 (zero) i świeci się rezerwa. Myślę sobie „to na pewno dziura”, ale po oględzinach zewnętrznych nie widać było żeby paliwo wyciekło. Pojechałem do komisu i gadam z gościem, dał mi klucze (bo swoich nie miałem) odkręciłem klapkę w bagażniku i ulga rozłączyła się wtyczka od wskaźnika. Po wytarciu benzyny z korka podłączyłem wtyczkę i już wszystko ok ale:
- zastanowiła mnie zbyt duża ilość paliwa na korku (pewnie z tego jak się wylało na BP).
Wróciłem do domu. Jeździłem autem po mieście żeby sprawdzić ile pali zrobiłem 200 km w sumie po Nijmegen i okolicy (jazda w 90% po mieście) po 100 km zatankowałem i kolejna niespodzianka:
- jeździłem spokojnie a auto spaliło ok 14 litrów paliwa.
Pomyślałem że to może dlatego że długo stała. Do końca mojego pobytu w Nijmegen (drugie 100 km) nic się nie działo. Auto chodziło jak należy pomimo stuków (które jak się okazało są tylko gdy silnik jest zimny) żadnych spadków mocy, kompletnie nic wszystko ok. Jadąc do polski zabrałem ze sobą 3 osoby co miało mi obniżyć koszty zakupu auta bo firma zwróciła by mi za paliwo po 200 zł czyli razem ze mną 800 zł. Nie ma siły żeby tyle spaliła do polski. Wyruszyliśmy w drogę po paru kilometrach zaświecił się wtrysk ale po dodaniu gazu zgasł, potem jeszcze ze dwa razy ale auto jechało. Zrobiłem 100 km od miejsca startu i na środku autostrady auto zgasło. Nie dochodziło paliwo. Wiadomo było już że nie pojedziemy do Polski tylko trzeba jakoś wrócić, że w tych dniach miałem jeszcze parę innych problemów (nie związanych z samochodem) to moje nerwy były u kresu wytrzymałości. W oczekiwani na pomoc koleżanki padł jeszcze akumulator.
Przyjechała ściągła mnie na najbliższy parking i pojechaliśmy wszyscy na mieszkanie w Nijmegen. Rano znowu wizyta w komisie, a tam koleś mi mówi że to nie jego problem, ze auto jest już polskie i muszę sobie sam radzić. Jako że nie znam się na mechanice to nie wiedziałem co robić, pojechałem na szrot i kupiłem pompę paliwa (myślę może faktycznie wysiadła) potem z koleżanką wróciłem do auta wymieniłem pompę, próbuje odpalić (pożyczyłem od jakichś ludzi kable do rozruchu silnika ) i ..... chodzi wróciłem do Nijmegen zapakowałem swoje rzeczy z powrotem do auta i czekałem na kolegę który tego dnia też miał jechać do Polski swoim autem. Tamci co miałem ich zabrać mają już zamówionego busa d PL więc wracam zupełnie sam. Nie powiem żeby był szczęśliwy z tego powodu (po ostatnich wydarzeniach). Przyjechał kolega miał 3 osoby w aucie więc jedna przesiadła się do mnie dla towarzystwa i ruszyliśmy. Całą trasę z Nijmegen do Opola drugim razem pokonałem bez najmniejszych problemów (przez połowę drogi jechaliśmy na dwa auta, a potem się rozdzieliliśmy) tankowałem 3 razy bo zabrakło by mi parę litrów żeby dojechać do opola.
Jazda ogólnie miodzio bez problemów (z wyjątkiem odcinka 70 km od Olszyny w stronę Wrocławia gdzie droga jest nie zrobiona, myślałem że auto się rozleci). Całą sobotę jeździłem po Opolu i nic, w niedzielę to samo, ale po południu miałem jechać po znajomą wsiadam do auta:
- odpalam a tu nic.
Ten sam objaw co w czasie pierwszego wyjazdu. Jak pech to pech znowu pompa poszła (mało prawdopodobne, ale może się jednak zdarzyć), od razu na internecie zamówiłem nową. W poniedziałek autem szwagra wybrałem się do Wrocławia po pompę bo zależało mi na czasie żeby auto zdążyć zarejestrować w terminie. Wróciłem z nową pompą wziąłem klucze i zacząłem rozkręcać klapkę osłaniającą dostęp do zbiornika. Dla pewności spróbowałem jeszcze raz auto zapalić i zapaliło.
- nie zdążyłem wyjąć nawet nowej pompy z pudełka
Po dokładnych oględzinach okazało się że poprzedni właściciel majstrował coś i wymienił kabel zasilający do pompy na nowy, tyle że zlutował go za słabo i nie trzymał się to za dobrze
- i to było przyczyną moich problemów z pompą
wystarczyło lekko kablem ruszyć i pompa albo działała albo nie. Oczywiście poprzednia pompa też była sprawna
- dzięki temu mam 3 sprawne pompy paliwa do alfy
Naprawiłem usterkę i wszystko było już ok. Spalanie też zeszło do poziomu 10 litrów. Odwiedziłem ASO w celu podłączenia auta pod komputer. Wykazało jakiś błąd integratora sondy lambda (skasowali i jest ok). Po jakiś czasie ponowie się wtryski zaczęły zaświecać i gasnąć aż zaczęły palić się cały czas tylko że auto nie sprawiało żadnych problemów. Pomógł reset komputera.
W czasie pierwszej jazdy okazało się jeszcze że czeka mnie wymiana amortyzatorów z tyłu bo jak auto jest trochę bardziej załadowane to opony o nadkola trą.
Załatwianie rejestracji to też same problemy (choć wszyscy załatwiają to w kilka dni). Najpierw 3 dni czekania na tłumaczenie ( a miało być dwa, ale firma zrobiła sobie wolny dzień) stawiłem się po odbiór dokumentów o 8 rano i dowiedziałem się że dokumenty wydają od 9 więc pojechałem zjeść śniadanie i wróciłem o 9 godzinie. I okazało się że biuro jest zamknięte i nie odbierają telefonów ( a jeszcze godzinę wcześniej wszystko było ok), potem pierwszy przegląd (gość czepił się tłumika że za głośno chodzi i kazał kupić mi byle jaki nawet od malucha żeby mógł mi zarejestrować auto), nie pomogło tłumaczenie że mam cały nowy zamówiony i że nie może być pierwszy lepszy. Na szczęście znalazłem innego diagnostę i przegląd zrobiłem jednak musiałem z tym czekać aż będę miał tłumaczenie dokumentów. W końcu po wielu bojach udało się auto zarejestrować w PL. Zostało ubezpieczenie. I tu kolejna niespodzianka bo koszt ubezpieczenia powyżej 1000 zł bo nie mam zniżek. Poprzednie auto miałem zarejestrowane na siebie i na ojca, ale szwagier rozbił je i te 10% zniżki co miałem po pierwszym roku bezkolizyjnej jazdy przepadło. A tu trzeba było już wracać do pracy do Holandii. Musiałem znowu odwiedzić urząd skarbowy i podarować ojcu pół auta żeby mieć zniżki na ubezpieczeniu.
Tak mniej więcej wygląda historia zakupu miej nowej pięknej alfy ( wtedy na tej autostradzie to miałem ochotę ją podpalić). Podsumowując:
- mam 3 sprawne pompy paliwa
- muszę wymienić amorki z tyłu
- czeka mnie zakup opon na zimę
- auto jest niskie więc w zimie będę miał problem z jazdą, czyli czeka mnie podniesienie samochodu bo o byle co rysuję silnik
- tłumik wymieniłem bo pomimo że był ładny sportowy to głośno chodził i nie bardzo się trzymał zardzewiałej reszty (piękna robótka ręczna)
- w silniku stuka nadal (zrobiłem już ok 4000 km) i szukam mechanika (ciekawe ile mnie to wyniesie)
- zamiast dostać 800 zł zwrotu paliwa musiałem sam za wszystko ze swoich pieniędzy zapłacić i nawet za siebie nie dostałem zwrotu
- jak żona jeździ to auto pali obrzydliwie mało nawet poniżej 9 litrów
- jak ja to normalnie od 9,5 do 11 litrów
- czeka mnie zakup sprzętu audio (po poprzednim właścicielu zostały tylko grube kable do wzmacniacza), poprzednik jak wyciągał swój sprzęt audio to zabrał nawet gwizdki z drzwi.
auto miało być tanio i okazyjnie a wcale tak okazyjnie nie wyszło
- muszę wymienić akumulator na nowy
- rozrusznik też prawdopodobnie będzie musiał być przejrzany
Mimo wszystko jednak nie mam najmniejszego zamiaru pozbywać się tego auta mimo ze napsuło mi masę nerwów.
Wiadomość z ostatniej chwili auto znowu nie chce palić, a kluczyk się w stacyjce blokuje. A jeszcze w środę auto jeździło normalnie. Jak wrócę do domu w najbliższy piątek to czeka mnie zajęcie.
Mam nadzieję że każdy dobrnął do końca tego przydługiego postu. Po powrocie do kraju będę częściej jeździł moją 146 to pewnie i częściej będę na forum się pojawiał i mam nadzieję że nie będą to kolejne problemy.
Pozdrawiam wszystkich alfoholików![]()