Użyłem w tytule tej metafory literackiej, aby nakłonić Was do zwierzeń. Właśnie minęły mi trzy lata "zabawy" z Julką. Na rocznicę podczas mrozów w trakcie jazdy oszalał osprzęt i silnik rozpoczął rock n rol-a, wszedł w tryb awaryjny. W następnym dniu objawy częściowo ustąpiły, ale pomarańczowy checkpozostał wkurzając niemiłosiernie. Diagnosta w ASO stwierdził, iż wilgoć zamarzła na czujniku wlotu powietrza w filtrze i skasował błąd i już. Jak do tej pory to jedyny incydent w naszym "związku". Czy u Was były poważniejsze niesnaski z (ponoć) kapryśną Włoszką, czy też Walentynki przebiegną w wzajemnej adoracji.
![]()