Kończył mi się przegląd, więc podjechałem na najbliższa SKP żeby sprawę załatwić. Przez ostatnie pół roku zrobiłem alfie solidny remont (w tym wymieniłem całe zawieszenie z przodu i z tyłu) wiec byłem raczej spokojny.
Wjeżdżam na kanał, fachowiec sprawdza numery nadwozia, hamulce i zaprasza na szarpaki. Szarpie, buja autem, myślę sobie co on tam u diabła wyczynia. W końcu zawołał mnie pod samochód i zastrzelił informacją, że całe tylne zawieszenie jest do wymiany i pyta mnie czy nic nie stuka.
Zdziwiłem sie szczerze, bo jeżdżę raczej dynamicznie (czip) i ni cholery auto jedzie jak po sznurku, nic nie puka, nie zawija tyłem, zakręty bierze jak po szynach, więc sie pytam Pana specjalisty gdzie widzi te luzy?
I wiecie co, Pan fachowiec pokazał mi tuleje pływające mówiąc: "że to wszystko się tu rusza w tym miejscu i trzeba czym prędzej wymienić, bo to niebezpieczne", że w zasadzie musiałby zatrzymać dowód, ale tego nie zrobi
No po prostu ręce opadają.
Rzecz działa się dzisiaj w Poznaniu, w końcu dość dużym mieście, gdzie trochę różnych aut z wielowahaczowym zawieszeniem się kręci.
Podziękowałem Panu "specjaliście" i pojechałem do stacji, gdzie się trochę na mechanice znają i oczywiście po badaniu na stanowisku komputerowym dostałem zdolność bez najmniejszych problemów.