Po wizycie u mechanika, który miał sprawdzić skąd wycieka woda (sprawdził - chłodnica do wymiany). Na drugi dzień podczas jazdy silnik zgasł. próby powtórnego uruchomienia nie powiodły się. Silnik chciał zapalić ale wyglądało to tak jakby palił z jednego gara. Samochodem potrzęsło i koniec. Została laweta. Po podholowaniu do tego samego mechanika, auto stoi już trzeci dzień a on, jak sam mówi "jest na tropie". Boję się, że "tropienie" może trwać bardzo długo. Mam chore nogi, więc i roblem z przemieszczaniem się. Może ktoś już miał podobny objaw i wie co należy zrobić, żeby można było alfną jeździć?