W sobotę wreszcie wziąłem się do roboty. W planie było wymiana wahaczy górnych, łączniki stabilizatora, końcówki drążka kierowniczego i osłony przegubów. Pełen sukcesu podniosłem auto do góry i biorę się za osłonę przegubu. Pech chciał, że nie miałem takiego wielkiego klucza nasadowego by odkręcić nakrętkę. Więc jedno odpadło. Czas przyszedł na łącznik stabilizatora. Że był łatwo dostępny to i myślałem, że łatwo pójdzie. Nic bardziej mylnego. Nakrętka w połowie się zatrzymała i kręciło się wszystko oprócz nakrętki. Drugą dolną potraktowałem WD 40 i jakoś poszło. Idąc za ciosem polałem wszystkie te które miałem odkręcać. Wracając do stabilizatora. Dolną odkręciłem a górną uciąłem kątówką. Włożenie nowego zajęło mi chwilkę. No to teraz drążek. Tu już było dużo gorzej. Jak już wykręciłem i wybiłem z chyba to jest piasta to nie ruszy z drążka. I niestety nie udało mi się go wykręcić. Lekko załamany odkręciłem obie śruby z wahacza i ku memu zdziwieniu nie było tak źle. Ha ha ha co z tego jak nie udało mi się wyjąć śruby idącej przy amortyzatorze. A że nie miałem ściągacza do sprężyn to i tego też nie wymieniłem.
Efekt końcowy:
Wymieniony jeden łącznik reszta nie. Czas spędzony przy palącym słońcu około 5 godzin. Wniosek - Bella jedzie do fachowca. Na szczęście owego mam.
Pozdrawiam Wszystkich![]()