Maciaba miał farta. Ja za swoją dałem 8000 i wg wszystkich mechaników jest w bardzo dobrym stanie. A i tak już włożyłem w nią ponad 2000, a jak ją odbiorę w przyszłym tygodniu od mechanika to pewnie kolejne dwa tysiące, jak nie więcej, dołożę. Z drugiej strony mam alergię na niesprawne rzeczy i robię wszystko jak tylko się dowiem, że coś jest nie halo. Nawet jak mechanik mi mówi, że spoko, z pół roku bez problemu można jeździć.
Wg mnie jeżeli do kupionego za 7,5 tysiaca (i przez rok mocno zaniedbanego) auta musisz dołożyć 5-7 tysięcy żeby mieć stan "igła" to i tak nie jest z nim aż tak źle. Jeżeli buda auta Ci się podoba, to możesz spróbować ją ratować. Finansowo i tak będziesz do przodu.
Bo tak: dałeś 7500. Sprzedasz za 2, góra 3. Powiedzmy 2,5 tysiąca. Będziesz pięc tysięcy do tyłu. Mając w ręku 2500 i chcąc kupić coś więcej niż cienko-cienko będziesz musiał co najmniej 6 tysięcy wyłożyć. Tak za 8000 już jakiś dupowóz w niezłym stanie powinieneś kupić. Tylko, wliczając to co straciłeś na Alfie nowe auto będzie kosztować Cię nie 8000, ale 13000. Do tego musisz dołożyć z 1000, 1500 na zestaw startowy i pewnie jakieś podstawowe wymiany/naprawy. Więc robi się z tego 15000. Jeżeli teraz do Alfy dołożysz 7000 (górna granica tego co napisałeś) to i tak będziesz 500 do przodu

I będziesz miał auto którego możesz być w 100% pewien. Zakładając, rzecz jasna, że prawidłowo wyceniasz koszt jej napraw. Bo jak nie, to możesz popłynąć.
Ja na Twoim miejscu, jeżeli faktycznie chcesz Alfę, oddałbym ją do dobrego mechanika od Alf (dowiedz się o jakiegoś w swoim regionie na tym forum) i zapłacił mu te 200-300 złotych za wycenę napraw, najlepiej włącznie z blacharką. A potem mając w ręku konkret i wiedzę ile to faktycznie będzie kosztować zdecydowałbym czy warto się auta pozbyć czy nie.