Szerszeń pomyka sobie wczoraj swoim super wyeksploatowanym bolidem (2.4 136CV) i nagle zwała. Bez żadnych zapowiedzi (falowanie, rwanie, spadek mocy) silnik zgasł, no może było jedno, małe 1 sekundowe zawahanie.
Rozrusznik kręci, ale bolid nie pali. Telefon do wyroczni - czujnik położenia wału, jak odpali na zimno to na bank on. Szerszeń pojechał do domu, wziął sprzęcior i wrócił do auta. Silnik zimny, odpał, jedzie. Minęły 2 minuty, jakieś 2km i zgasł. Komp - błędy te, co zawsze - przepływka, świece, czujnik sprzęgła. 10 minut, odpał, dystans 300m i znowu zgasł, znowu 10m, odpał, dystans 200m i znowu zgasł. Kumpel podciągnął mnie do domu, a że w garage miałem czujnik, to go podmieniłem. Odpalił, pochodził 2 minuty i zgasł. Wniosek - to nie czujnik.
Immo OK, czujnik bezwładnościowy OK, błędów brak (poza wymienionymi wcześniej). Wygląda to tak, jakby ecu dostawało cyngla od jakiegoś czujnika -> "wyłącz". Żadnego dławienia, falowania, etc. I raczej nie dzieje się to w funkcji temperatury.
Pomysły?