Witam,
po ok. pół roku z autem, które minęły bezproblemowo mam pierwszy problem.
Mianowicie - auto (156 2.4 JTDm) stoi sobie pod chmurką (jedyny garaż zajęty przez rodzinnego SUVa którym dziecko do przedszkola trzeba wozić co rano przez śniegi) i jeżdzone było w zimę bardzo mało.
Ale jak trzeba było to nawet w największe mrozy (-20st C) paliła na dotyk.
Wczoraj było tak samo - odpaliła od razu i po 2 sekundach zgasła - żadnego dźwięku, nic.
Po podładowaniu akumulatora spróbowałem raz jeszcze za kilka godzin (wachlując kluczykiem kilka razy żeby ew. pompa lub świece żarowe załapały) ale nic.
Sprawdziłem to co mogłem na szybko, czyli czujnik bezwładnościowy - wygląda ok.
Próbowałem z gazem wciśniętym lub nie.
Dziś rano po 24h spróbowałem raz jeszcze - nie odpala.
Zamówiłem kabel diagnostyczny od Viakena, żeby ja do kompa podpiąć, tak więc o błędach na razie nic nie wiem.
Na razie obstawiam brak paliwa - nie wiem czy to prawdopodobne, ale przy rozruchu mogła zassać resztki z przewodów, a jak nowej dawki nie dostała to zgasła.
Dawno nie miałem diesla - czy możliwe, żeby coś zamarzło (teraz w nocy u mnie max. -5st a w dzień plusy i słońce, auto na słońcu stoi).
Aha, przypomniało mi się, że kiedyś jak jechałem to wydawało mi się, że auto gaśnie (samo!) ale jak musnąłem pedał gazu to wszystko wracało do normy - może objaw się nasilił, na postoju nigdy tak nie było....
Any ideas? Jest się czego bać, czy dać jej kilka dni, ew. przepchnąć do garażu?
Dzięki z góry za sugestie![]()